He he he, jak widzę Dave’a Wyndorfa to
zawsze rubaszny śmiech mnie dopada i nie idzie tutaj o jego zabawny charakter,
fizyczność czy inną radosną pospolitą przywarę. Powodem takiej reakcji jest
fakt, iż jakby ten gość nie jechał po bandzie w życiu osobistym, a przez to
mniej lub bardziej odbijały się te incydenty na funkcjonowaniu kapeli, to jakimś
cudem nie ma mowy, aby wartość muzyczna albumów wydawanych przez Monster Magnet
cierpiała. No jasne, czasem jest genialnie, innym razem bardzo dobrze, lecz
poniżej wartości zdecydowanie plusowych goście nie schodzą. Ta kapela, bowiem
to zaraz po nieśmiertelnych Stonesach i legendarnym Motörhead synonim
długowieczności (chociaż staż nieporównywalnie mniejszy ale za to liczba
zakrętów życiowych podobna), a jego frontman mógłby śmiało być nieznanym ojcu
synem Lemmy’ego, spłodzonym podczas jednej z pewnie tysięcy pokoncertowych
imprez. Sukinsyny (mają/mieli or ma/miał) w sobie to coś, ten ciąg na bramkę,
bez oglądania się za siebie, ze wzrokiem osadzonym tu i teraz, czyli absolutnie
żadnego planowania na zaś, perspektywicznego myślenia, zamartwiania i
fiksowania się na rzeczach, które w rzeczy samej tylko czystą radość z życia
zabierają. Dave nawalony/naćpany, przed odwykiem, po odwyku czy w stanach
zawieszenia, albo gdzieś pomiędzy tymi fazami ma wypisaną na wiecznie
zadowolonej sarkastycznej mordzie sentencją „łap życie”, bo masz je sukinkocie
kurwa tylko jedno. Może dlatego jestem zafascynowany takimi postaciami, gdyż
prywatnie zbyt często mam trudności ze złapaniem dystansu, gdy życie zawodowe
wymaga dla zdrowia psychicznego zbyt częstego patrzenia przez palce,
ustawicznego poczucia humoru, które jako jedyne może uchronić od totalnej
fiksacji, tudzież w sytuacjach ekstremalnych po prostu nerwicy z dołem
konkretnym. Wiem też, bo świadomość moja nie zakłada istnienia w ludziach
jednowymiarowości, że ten obraz Wyndorfa to tylko jedna z jego twarzy, a poza
nią wiele pewnie innych które z oczywistych względów mi nieznane. Zwyczajnie
ludzie z natury są wielowątkowi i wieloznaczni, problem tylko w tym, aby ta
chujowa strona osobowości nie zdominowała tej szlachetnie optymistycznej i nie
spieprzyła życia nosicielowi i prawidłowego funkcjonowania osób z jego
najbliższego otoczenia. To przekonanie mam we łbie w każdej dosłownie sytuacji
i z mniejszą lub większa skutecznością staram się realizować jego założenia.
Zapewne też muzyka jaką tworzy Wyndorf pomaga - jej swoiste terapeutyczne oddziaływanie
dba o zachowanie mentalnej młodości, tego bezstresowego osiągania stanów
radosnych i hedonistycznej przyjemności płynącej z luzackiej rezerwy i braku
spiny o rzeczy nieistotne – chroniąc przed zgorzknieniem i frustracją, które
szczególnie obecnie wokół siebie, w ludziach zmęczonych na każdym kroku
dostrzegam w ilościach dramatycznie dużych. Piszę o tym w tym miejscu, bo
akurat Monolithic Baby! w wymiarze mentalnym i artystycznym zdaje się być
najbardziej beztroskim materiałem, jaki został nagrany pod szyldem MM. Nie
odnajduje na nim ciężkiej psychodelii i kosmicznego tripu charakterystycznego
dla większości ich płyt, a nawet jeśli już one są to w ilościach śladowych,
bardziej w miejscu tła niźli na froncie. Album zbudowany jest z czystego spontanu,
prawdziwego bezpretensjonalnego rock’n’rolla – z potrzeby dobrej zabawy i
sybaryckiej przyjemności. Tak on na mnie oddziałuje i za każdym razem, gdy
numery w rodzaju Slut Machine, Supercruel, Unbroken (Hotel Baby), Radiation
Day, Monolithic, Master of Light czy Ultimate Everything wpływają rwącym
strumieniem do moich małżowin, odczuwam przypływ pozytywnej energii i myśli
refleksyjnych skierowanych w tą lepszą stronę życia. Bo Monolithic Baby! to dar
dla wyczerpanej często baterii, niczym prostownik doładowujący zdechły
akumulator by na nowo ożywić mechanizm i wprawić go w ruch. Dać kopa na rozpęd,
ale i jak wschodnia medytacja oczyścić ze złych emocji, wylać do ścieków gorycz
i zawiść, na gębę wkleić uśmiech, a w oczach umieścić błysk! Monolitic Baby! to
optymalnie skuteczny dopalacz pozbawiony zakazanych komponentów i skutków
ubocznych, a przez to dozwolony prawnie i mogący bez zabójczych konsekwencji
fizjologicznych być w organizm wtłaczany bez jakichkolwiek ograniczeń.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz