sobota, 15 lipca 2017

Porcupine Tree - Fear of a Blank Planet (2007)




Sześć kompozycji składających się na na optymalne 51 minut fascynującej muzyki, bez grama pustosłowia i megalomani, która do Hand. Cannot. Erase. w różnym stopniu gościła na albumach solowych Wilsona. Piszę z pozycji osoby dla której dwupłytowe albumy w większości przypadków stanowią trudno przyswajalne zakalce. Oczywiście istnieją przykłady pogodzenia rozpasania czasowego z artystyczną kreatywnością, nie mam zamiaru się kłócić, jednak to przypadki niezwykle rzadkie i w swojej istocie zapewne przewrotnie potwierdzające moją tezę o przeroście ambicji tych, którzy postanawiając stworzyć dzieła przełomowe rozbijają się niestety na murze przesady. Z tej właśnie perspektywy ucieszyłem się ogromnie, gdy Steven Wilson przy okazji solowego albumu sprzed dwóch laty przełamał schemat nadmiaru materiału, stąd też wyżej od The Incident cenię materiały mniej obfite, którym wspomniany krążek stałby się z pewnością gdyby tu i ówdzie poprzycinać. Fear of a Blank Planet to szczęśliwie idealny przykład sprecyzowanej próby pogodzenia rozbuchanej progresywnej formuły z popową wręcz piosenkowością, w spójną wysoką jakość. Proporcje doskonałe tutaj rządzą, charakterystyczne egzaltowane stylistyczne zagrania i sporo mechanicznego pulsu, który dodaje pikanterii udowadniając jak wielkimi muzykami są członkowie jeżozwierza. Kapitalne mocne otwarcie numerem tytułowym, przełamane wybornymi balladami, które jak zawsze unikając taniego patosu poruszającymi jednak bardzo głęboko i dopełnionymi osiemnastominutowym kolosem bez najmniejszych oznak nudy - Anesthetize ustawicznie potęguje napięcie, nakręca emocje lawirując pomiędzy uduchowioną nostalgią, a instrumentalnym żarem. A wszystko zamknięte intrygującą elektroniką w Sleep Together, piętrzącą się okazale wokół transowego kręgosłupa i przyprószone co nieco orientalną symfoniką. Fear of A Blank Planet to dzieło, które idealnie wkomponowuje się w triadę zapoczątkowaną przez In Absentia i chociaż dostrzegalny jest na niej element fermentu, pewnej próby wykorzystania mechanicznych wibracji to brzmi jednak jak typowy Porcupine Tree, gdyż komponent charakterystycznego przez lata budowanego stylu, ma wpływ decydujący.

P.S. Z perspektywy czasu, zaledwie lat dziesięciu cały koncept liryczny zbudowany wokół kwestii "pustej" młodzieży w przeładowanym bodźcami świecie, dzieciaków zdemotywowanych łatwością otrzymywania podniet, zdaje się zaledwie preludium do tego co czeka nas w perspektywie może zaledwie kilku tylko kolejnych lat. Ten świat nie wyhamuje - to pewne!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj