sobota, 22 maja 2021

Pro-Pain - The Truth Hurts (1994)

 


Przy okazji recki krążka z dalekiej młodości, sentymentalne pierdzenie wjeżdża! Powrót do roku 1994-ego i The Truth Hurts na tapecie. Groovy thrash core, inaczej zmetalizowany hard core w odsłuchu. Inspiracje zarówno mega wówczas popularną Panterą, ale i równie ówcześnie propsowanym NYHC-em. Niby już wtedy granie do bólu wtórne, bo z trendami trzymające sztamę, to jednak Pro-Pain był tak potwornie chwytliwy i jednocześnie wściekle agresywny i na swój charakterystyczny sposób groovy (plus poszedł na grubo i saksofon wcisnął w jeden z numerów), że się zwyczajnie wyróżniał i pośród zalewu stylistycznie podobnych załóg, zapewne nie tylko w moim przekonaniu stał się wyjątkowy. To myślę podobna historia jak z ekipą Mike'a Muira. Suicidal Tendencies natychmiast mi do głowy przychodzi, kiedy mam styl Pro-Pain z inną kapela z gatunku zestawić. Może aż takim zwolennikiem wówczas ST jak fanem PP nie byłem, ale podobne emocje wiązały mnie z ich krążkami. Niby było to monotonne, tego samego w kółko rytmiczne łupanie, w którym pomimo wymienionej słabości odnalazłem idealny balans między chwytliwością, brutalnością i energią gigantycznie szczerej pasji. Dla mnie przez dwie/trzy płyty Pro-Pain byli niekwestionowanym liderem metalu "łatwego i przyjemnego", lecz też z odpowiednio szorstką zadziornością stawiającego na pobudzającą adrenalinę, zamiast melancholijnego smucenia. Kręciła mnie ta ich muzyczna formuła i zawarty w niej prosty vibe oraz buńczuczny charakter - chociaż na społeczno-polityczny charakter liryków większej uwagi nie zwracałem. Teraz w szerszym kontekście dostrzegam naturalnie więcej i nawet bardziej przez pryzmat postawy Pro-Pain szanuję. Innymi słowy słuchając tego starego stuffu myślę, iż hmmm... jebać chciwych politycznych skurwieli, którzy dilują nienawiścią. Niech sczezną ścierwa! 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj