poniedziałek, 13 października 2014

Dom zły (2009) - Wojciech Smarzowski




Druga pełnometrażowa produkcja Smarzowskiego i jeszcze ówcześnie nadal wyjątkowo świeży efekt jego surowego kina. Jednym tchem wymieniając, jak Smarzowski kręci to musi być: bezpośrednio, kontrowersyjnie, bezczelnie, wulgarnie, opryskliwie, brudno, odpychająco, ohydnie, drastycznie, gwałtownie i oczywiście pesymistycznie. Wóda musi się lać, fekalia intensywnie cuchnąć, a posoka gwałtownie tryskać. Wszelkie gówno, bagno i plagi w jednym obrazie skumulowane. No i rzecz jasna w przypadku Domu złego tak jest! Tyle, że niby to samo co w Weselu, ale jakby takie inne, ubogacone lub używając w tym miejscu specyficznego slangowego wulgaryzmu, dojebane. Forma na zakładkach przeplatającej się teraźniejszości i przeszłości oparta – oszczędnie prowadzonej narracji retrospekcji. Z efektem porażającym jaki robi warstwa dźwiękowa, a precyzyjniej te zimne dysonanse, fałsze i przeraźliwe piski. Wespół z intrygującą fabułą, mroczną zagadką, bo wokół ciemnej strony ludzkiej natury zbudowaną i autentyczną grą aktorską całej gwardii utożsamianych ze Smarzowskim nazwisk, robi piorunujące wrażenie. Daje w ryja, z buta, z kujawiaka, z dyńki poprawia by finalnie nokautować! Mało kto obecnie w polskim kinie potrafi autorsko i tak zręcznie sugestywną porcję żółci na rodaków wylać, postawić lustro przed oblicze najświętszych z najświętszych buraków i w poczuciu dobrze wypełnionego zadania obserwować to ich "święte" oburzenie. Przesadza może? Pewnie tak, ale jaki efekt to przynosi! :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj