wtorek, 23 maja 2017

Satyricon - The Age of Nero (2008)




Wieści z obozu Satyricon dochodzą, iż duet wspomagany sesyjnymi muzykami nad nowym albumem intensywnie pracuje, a ja usłyszawszy te bardzo dobre wieści liczę skrycie, że porzucą irytujące żympolenie z ostatniej studyjnej produkcji na rzecz bardziej zwięzłej formuły po linii Now, Diabolical czy właśnie The Age of Nero. Akurat jestem tym sympatykiem twórczości grupy, który po wyznaczeniu przez nią kursu na black'n'rollową stylistykę nie przeklął Satyra i Frosta. Zdaję sobie sprawę, iż dla ortodoksyjnych admiratorów czarnego kultu, tych wszystkich zradykalizowanych mrocznych purystów kierunek obrany na powyższych albumach był rozczarowaniem. W moich oczach jednak ekipa Satyra tą zmianą okazała nie tylko odwagę, ryzykując utratę pierwotnych maniaków, ale w znacznym stopniu udowodniła dojrzałość muzyczną, wprowadziła w czyn postawę róbmy swoje i przyjęła przy okazji pod krucze skrzydła nowych entuzjastów, dając jednocześnie do zrozumienia, że w miejscu nie zamierza kisnąć przy zblazowanym aplauzie regresywnych blackowych old schoolowców. Tyle że jak Now, Diabolical był przykładem poszukiwania na bazie tradycji świeżej formuły, bez uciekania w ciężkostrawne eksperymenty, tak wydana w dwa lata później The Age of Nero, to już tylko konsekwentne rozwijanie zdefiniowanej formuły. Nie mam jednak pretensji, gdyż ten kierunek na doom-stonerowy ciężar bardzo mi odpowiada, szczególnie że tak do końca kompozycje wyrastające wciąż z klasyki gatunku nadal intrygują, a ciężarny szlif dodaje im tylko pożądanego w brzmieniu dołu. Gęste, zawiesiste riffy, miarowa i hipnotyzująca praca sekcji z licznymi smaczkami, nieco cierpiętniczych quasi melodii w zatopionych w dusznej atmosferze oraz brudne, masywne brzmienie. Niby niewiele, zestaw ograniczony, a jednak zastosowanie odpowiednich proporcji pomiędzy środkami i rozsądna oszczędność możliwości powoduje, iż zamiast rozstrajającej nerwy przekombinowanej kaskady motywów wszelakich powstał w miarę chwytliwy, absolutnie nie miałki zestaw czarcich przebojów.

P.S. W ramach wyjaśnienia, względnie usprawiedliwienia! Żadnym fanem jakiejkolwiek odmiany black metalu nie mam odwagi siebie nazwać i chociaż magazyny muzyczne w których natłok wywiadów z nową falą szczególnie z naszego rodzimego grajdołka z nieukrywaną satysfakcją czytam, to już same dźwięki tworzone przez przedstawicieli tej oryginalnie sceny nie trafiają do mnie na tyle intensywnie, by wątła znajomość była podstawą zbudowania kompetentnej opinii. Satyricon z Now, Diabolical i The Age of Nero, to dla mnie wszystko, co w temacie dźwiękowej smoły od czasu do czasu konsekwentnie przerabiam i nie widzę szans by cokolwiek w tej kwestii miało się zmienić. Traktuję zatem swoją przygodę z gatunkiem z ogromnym dystansem i absolutnie nie aspiruję do roli wyroczni. Mam swoje zdanie, nie obawiam się go prezentować, a do zakapturzonych koneserów ponurej stylistyki apeluję o powstrzymanie ambicji pouczania i plucia jadem w sarkastycznym tonie. Wiem, że traktujecie tą sztukę poważnie, macie wiedzę i cięty język, ale nie potrzeba mi tutaj tego udowadniać. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj