Filmy fabularne i
animacje Wesa Andersona zawsze są nasycone wizualnym przepychem oraz masą alegorycznych
odniesień i niezwykle zasadnych pytań o charakterze społecznym. Polityka i
ideologia ubrana w nich zostaje w pełną treści formułę narracyjną i imponującą
przepychem feerię barw, a postaci są stworzone z precyzją według przemyślanego
analitycznego modelu. Dialogi na długo zapadają w pamięć, częstokroć
przechodząc do kanonu popkultury, a cierpkie i celne poczucie humoru ma rzecz
jasna za zadanie nie tylko wywoływać salwy śmiechu, ale przede wszystkim podkreslić i docenić wartość intelektualnej żonglerki przenikliwym słowem (prawie jak u Woody
Allena). :) W tych produkcjach znajdziemy sporo do wychwycenia intrygujących nawiązań do
klasyki kina, ale i równie wiele własnej, wypracowanej już stylistycznej
oryginalności. Jest w nich miejsce dla karykaturalnych przerysowań, dla potrzeb
specyficznej gry z widzem kamuflujących błyskotliwe obserwacje oraz bystrego wnioskowania sugerującego i ostrzegającego. Wyrafinowana
konstrukcja myślowa wyrażana jest za pomocą narracyjnej lawy i jednocześnie
pozornych banałów, przekornie wykorzystując kontrasty w doskonałej kompozycji
kojarzącej się ze skomplikowaną mozaiką, zbudowaną z rzemieślniczą
pracowitością dbającą o warsztat plus jakość i artystyczną wyobraźnią dbającą o
finezję plus detale. Całokształt po to by dostarczać znakomitej pożywki dla umysłu i
wzroku, a wszystko to, co napisałem powyżej równie dobrze pasuje do tych tytułów
z dorobku Andersona, które już zdążyłem poznać, jak i do samej Wyspy psów. :)
Technicznie ponadto w tym konkretnym przypadku imponująco, przy pomocy
rozbudowanej o liczne fajerwerki techniki poklatkowej, plastycznie nie tylko spektakularnie,
ale i ze stylem i smakiem. Ja przynajmniej jestem pod ogromnym wrażeniem nie
kryjąc podziwu dla faktu, iż z ożywionych lalek, korzystając ze współczesnych
rozwiązań animacyjnych można aż tyle od strony mimicznej uzyskać. Dla mnie mimo że estetyka Wesa Andersona chwilami nieco zbyt mocno abstrakcyjna, przesytem napełniona po korek, to i tak prawdziwe
mistrzostwo!
P.S. Jeżeli powyższym
tekstem kogokolwiek rozczarowałem, bo akurat interpretacyjną stronę pieskiej
historii o pieskim życiu w psim świecie pominąłem, to informuję, że z
premedytacją przyjąłem taką pozbawioną kontekstu analitycznego formułę. Po
pierwsze, gdyż możliwości snucia domysłów liczne, a przeto do spisania w
krótkiej formie trudne i po drugie gdyż tekstów o charakterze rozbijającym
Wyspę psów na atomy w sieci zatrzęsienie i po cholerę mam się w takich
okolicznościach produkować powielając prawdopodobnie wątki w nich już na
wszelkie sposoby przez filtr kontekstów i sugestii przepuszczone. A może
nabrałem wody w usta, bo akurat nie bardzo rozkminiam co, jak, po co i dlaczego
i wstyd się podpierać obcymi analizami, bo ktoś spostrzegawczy jeszcze odkryje
i zarzuci mi, iż posunąłem się do quasi plagiatu, aby tylko w towarzystwie zabłysnąć. ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz