środa, 25 sierpnia 2021

Czarna owca - Aleksander Pietrzak

 


Po osiemnastu miesiącach powróciłem na salę kinową i miało to być w założeniu świadome zbliżenie z kinem łatwym i przyjemnym. Seans okazał się jednak pełnym paradoksów, od zaskoczenia zaskoczeniem i sytuacji zdezorientowania, kiedy najlepiej w komedii wypadały sceny dramatyczne i nostalgiczne, po aktorstwo, które raz raziło topornością i schematycznością (Jakubik był Jakubikiem, a Popławska Popławską, natomiast młodzi byli nieźli), by zrazu uderzyć scenami niemal fenomenalnymi (ale tu tylko chyba Popławska z tą młodą zasłużyły na poklepanie po pleckach ;)). Tak sobie w czasie projekcji pomyślałem, że gdyby ta produkcja leciała akurat w porze najlepszej oglądalności na TVN-ie, to zapewne po pierwszej przerwie reklamowej przerzuciłbym na stałe na inny kanał i nie przekonałbym się że było to w sumie działanie troszkę pochopne, bowiem okazało się, że od mniej więcej połowy mi się to na co wraz z całkiem sporym jak na środek tygodnia gronem widzów lukałem nawet podobało i całkiem sprawnie z czasem w uroczo dziurawą fabułę wkręciło – choć nie popadajmy zbyt szybko w nawet minimalne zachwyty, gdyż były też chwile (finał o matko bosko), gdy również w tej ostrożnie pochwalonej części coś wyraźnie nie pykło i między logicznymi trybami na wyraźne życzenie twórców mocno zgrzytało. Mimo że dałem powyżej do zrozumienia że komedia to mało w moim przekonaniu „heheszkowowata”, mimo iż przeładowana gagami (wszyscy na sali dziwnym trafem oprócz mnie się śmiali), to licząc na palcach jednej ręki, co stanowiło niewielki procent wszystkich w mniemaniu reżysera i scenarzysty zabawnych fragmentów mnie kilka z tych mniej kulawych (najczęściej zaskakujących akcji nastawionych na śmiechu wybuchy) odrobinę rozbawiło. Stąd ocena (maksymalnie subiektywna) nie jest tak niska jakbym na starcie zasugerował i ogólnie jako rozrywkowe kino rodzime da się przyjąć te 107 minut na klatę bez szkody dla w miarę dobrego gustu. Dlatego mogę uznać, iż należy Was na seans pogonić. :) 

P.S. Jeszcze będę pisał! Może najpierw w jednym zdaniu o samej historii, a potem będę się chyba powtarzał. ;) Dla jednych patchworkowa propaganda, dla innych naturalna droga w poszukiwaniu satysfakcji z życia bez względu na konwenanse czy inne sztuczne ograniczenia. Dla mnie oparta na kliszach i spranych chwytach komediowych rozrywka bez większej historii i z jakimś tam głębszym dnem, humorem zwyczajnie takim bezpiecznie nijakim oraz (tu tkwi chyba tajemnica powstrzymania jednoznacznej krytyki) przyjaznym duchem. Problem jednak w tym że miało to się spodobać prawie wszystkim i (brak problemu dla producentów) podobało się chyba zdecydowanej większości, o czym świadczy obtrąbiony dotychczasowy bardzo jak na pandemiczne okoliczności zadowalający sukces finansowy. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj