wtorek, 17 sierpnia 2021

Rebel Without a Cause / Buntownik bez powodu (1955) - Nicholas Ray

 

Pokoleniowe zgrzyty, tak plus minus 65 lat do tyłu. Przepaść czasowa - a to te tylko kilka pokoleń wstecz. To jakby moi dziadkowie tkwiący w konfrontacji ze swoimi starymi, gdybym rzecz jasna mieszkał w Ameryce, a moi starzy byli dziećmi Jankesów. :) Jednak ta buntownicza postawa, to nic rożnego w sensie uniwersalnym, a tylko w szczegółach tkwi to, co może nieco wzbudzać poczucie nieporozumienia, czy niezrozumienia. W ogólności nic się nie zmieniło, mechanizmy te same, a powody to tylko zmienne wywołujące reakcje i one są odmienne, epoka, sytuacja, moda. Ale tak samo w każdym osobnym przypadku, dorastanie i dojrzewanie może przebiegać z rożną intensywnością i w konsekwencji przynosić inne reakcje. Tak po prostu, tak zwyczajnie. Chce przez to powiedzieć że ikoniczny obraz z Jamesem Deanem wówczas otwierał dyskusje, która do dzisiaj trwa, a nasza wiedza mimo miliardów sytuacji jest wciąż uboga, bo kolejne pokolenia wciąż na nowo i świeżo przez ten cykl przechodzą. Niemniej jednak nie trudno momentami zrobić wielkich oczu, gdy autora scenariusza ponosi brawura, a emocjonalność postaci niejednokrotnie zaskakuje nieadekwatnością reakcji. Na czoło w tej kategorii wysuwa się zaplecenie fabuły wokół honorowej postawy, przejawiającej się podejmowaniem niedostosowanego do sytuacji ryzyka, bo nazwano go cykorem - twierdzę że to chyba lekka przesada. :) To i tak nie wszystko, bo ta miłosna naiwność i cały wątek zemsty zbyt grubymi nićmi szyty, stąd idealnie oddający charakter ówczesnego hollywoodzkiego kina, które jest nazywane tylko ze względu na sentyment na wyrost kultowym. Chyba że wziąć pod rozwagę fakt, iż cała trójka jego małoletnich gwiazd, począwszy od Jamesa Deana w ciągu kilkudziesięciu lat zginęła tragicznie. Takie wydarzenia przecież dodają całej filmowej otoczce pikanterii. Zastanawiają się miłośnicy kina czy może to tytuł wyjątkowy, bo to tytuł przeklęty.

P.S. Natomiast co o Buntowniku bez powodu piszą źródła encyklopedyczne, dla spokoju sumienia streszczę. Piszą między innymi że jego reżyser przez branże niedoceniony, że to przecież przełomowy film w temacie przestępczości nastolatków, wynikającej częstokroć z ich frustracji wywołanej kryzysem nowoczesnej rodziny. Dalej że o problemie wyobcowania, bycia outsiderem we własnej grupie rówieśniczej i o wrażliwości młodego człowieka w konfrontacji z pragmatyzmem dorosłych, czy wręcz o nieumiejętności zagospodarowania wolnego czasu, czyli obijaniu się po okolicy poszukując problemów. Wreszcie że to obraz o młodzieńczym idealizmie i najlepsza rola w błyskawicznie zakończonym życiu Jamesa Deana. Wszystko to prawda. Prawda też że dziś trudno go traktować z należną mu powagą. I to chyba nie jest wina Nicholasa Raya, który kręcąc chciał zrobić po prostu obraz o tragedii bez powodu. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj