Najbardziej mi obcy spośród obcych albumów Niemieckiej supergwiazdy - bez właściwie konkurencji w obranej stylistyce. Gdy się na rynku pojawił miałem raczej mocno na Rammstein wywalone, bo siedziałem w zupełnie czymś gatunkowo odmiennym, a sentyment dla takiego jak wówczas uważałem (obecnie nie jest właściwie inaczej) jedynie kwadratowego grania zanikł nieomal całkowicie. Nie dziwi zatem iż co w obozie Rammstein kompletnie mnie nie obchodziło, a też nawet nie pamiętam abym zarejestrował głośniejsze dłuższe echo wydania Liebe Ist Für Alle Da - więc przeszło i jak się okazało na jakiś czas zamknęło to wydawnictwo studyjną działalność złotonośnej kwoki. W sumie to ja nie wiem też czy ta cisza wydawnicza to wyłącznie brak nowych krążków czy też porzucenie aktywności koncertowej i prawdę mówiąc nie bardzo chce mi się odszukiwać informacji - wstęp jak wstęp być musi i już praktycznie jest, zatem przechodzę do meritum. Rammstein coś tam coś zawsze grzebał w swojej praktykowanej formule, ale były to bardziej detaliczne zmiany, które nazwałbym zmienianym nieco makijażem, skupionym nie na ewolucji czysto muzycznej, a uatrakcyjnianiem na bieżąco formuły wizualnej / wchodzeniem na kolejne poziomy widowiskowości dla celów rzecz jasna merkantylnych. Księgowi zadowoleni, zespół bez oskarżeń o ocierającą się o maksymalnie nużącą stagnację - jest się z czego cieszyć, głupa nie trzeba rżnąć w wywiadach, jedziemy dalej. Okazało się jednak, iż wszystko niby w porządku (Pussy kontrowersyjne nakręciło pożądana spiralę), ale potem coś zbytnio ostygło i kolejny krążek po dekadzie dopiero uszczęśliwił maniaków. Przerwa była chyba konieczna, bo do najlepszych krążków w gatunku Liebe Ist Für Alle Da nie należy, będąc najzwyczajniej totalnie dźwiękowo oczywisty, kiedy nie brać na poważne pod uwagę że jest jeszcze wyraźniej zaserwowana spora pompa klawiszowa, epickie nadęcie, pomieszane świadomie z pastiszową wyrazistością. Taki w teorii mezalians to u Rammstein w sumie ostentacyjna norma, a jakieś dodatkowe balladowe plumkania to kolejny gwóźdź do trumny w postaci utknięcia w kopiuj/wklej formule, jaka dla (ku żadnemu zaskoczeniu) jest paradoksalnie i naturalnie motorem napędowym takiej gigantycznej Rammstein popularności. Twarde riffy i elektronika z rodzaju tej najmniej finezyjnej równa się techno metal ze stadionowymi aspiracjami. Innymi słowy raz w miarę ciekawie, innym razem kompletnie nieciekawie, a wartość w sensie słuchalności nigdy na niższym poziomie niż ten powyżej znacząco oceny dostatecznej. Żaden k***a cud! :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz