piątek, 7 lutego 2025

Grand Magus - The Hunt (2012)

 

Nad Grand Magus ostatnimi czasy raczej bardziej z automatyzmu się "pastwię", niźli wystawiam mu jakąkolwiek osobistą dobrą rekomendację. Dzieje się tak z prostego powodu jaki nie raz już wyłuszczałem, a w skrócie sprowadza się on do przekonania, że miast złapać w żagle bardziej brytyjsko brzmiący hard rockowy wiatr, on z uporem brnie w stronę niestety zalatującego tandetą teutońskiego heavy metalu, tudzież wręcz nos wykrzywia czymś co jako kompletnie nieznający głębiej tematu, ale znający styl i się od tegoż trzymający z daleka - Manowaru charakterem. Zatem stąd podszyty rozczarowaniem ton przeważa i kiedy teraz przychodzi mi spojrzeć nieco wstecz do czasów, gdy dwie naprawdę wciąż obiecujące, rozwijające wymaganą opcję stylistyczną płyty wydali (Iron Will, Hammer of the North), a po nich wyszła The Hunt właśnie, to ja jestem rozdarty pomiędzy przekonaniem że on wciąż jeszcze charakterem z tymi ciekawszymi powiązany, a z drugiej że to było myślę to decydujące miejsce, w którym dali poniekąd momentami do zrozumienia, że azymut zostanie już tuż tuż inaczej obrany. Na niekorzyść The Hunt świadczy też brzmienie, które nie jest tak tłuste jak szczególnie na Iron Will, przez co hymny przestają być aż tak mocarne jakby być mogły (Valhalla Rising czy wałek tytułowy), a te numery bliżej stylu kojarzonego z legendarnym Dio nie lśnią jakby miały na to teoretycznie papiery. Chyba że bez argumentu próbuję się w nich dopatrzyć potencjału, a czynię to chcąc życzeniowo The Hunt pomieścić w zbiorze albumów fajnych, gdy w rzeczywistości jest łabędzim śpiewem zespołu który swego czasu przywracał mi wiarę w folkiem zainfekowany hard'n'heavy rock. Nie mam obecnie przyznaję pewności co do właściwości którejś z tych opcji.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj