czwartek, 6 lutego 2025

Carcass - Surgical Steel (2013)

 

Wywołano zamieszania co nie miara, do pionu z drżącymi łapskami postawiono starą i młodszą carcassową wiarę. Na to przecież wówczas wyglądało, że trzon ekipy się zmobilizował i po tym jak lata wcześniej, w założeniu tuż przed wyjściem ponad gatunkową scenę, na szerokie mainstreamowe wody zakładając że wypłynie, Carcass sczezł niespełniony w tym wymiarze. Pozostawił po sobie wtedy zarówno dla jednych niesmak, a dla innych kultowy dorobek, bowiem droga jaką ekipa przebyła do najmniej ewoluujących stylistycznie absolutnie przecież nie należała. Dlatego oczekiwania wobec nowej płyty były zapewne biegunowo różne i jedni liczyli na twarz chociaż odrobinę gnijącą, a inni w sterylnych warunkach potraktowaną "chirurgiczna stalą", która nota bene wbita w tytuł płyty raczej z miejsca odbierała tym pierwszym szalikowcom pradziejów nadzieję. Surgical Steel ogólnie okazała się spełnieniem mokrych snów fanów z czasów Heartwork (mimo iż swobodnego death rolla można się też dosłuchać), czyli kiedy o Carcass było najgłośniej w wymiarze artystycznym, a dla mnie tenże krążek stanowił rodzaj brytyjskiej odpowiedzi na ikoniczne Schuldinera poczynania. Stąd do albumu powrotnego przykładałem bardzo konkretną, pewnie przesadną miarę, w sensie olbrzymich oczekiwań, więc może i nieco przesadziłem gdy teraz poddaje go odsłuchowi i okazuje się, że przez mijający czas zmieniło się jego moje postrzeganie. Dałem do zrozumienia niegdyś (gdy przed czterema laty Torn Arteries się ukazywał), iż album "jarzynowy" bardziej przypadł mi do gustu, a teraz mam zupełnie inne odczucia (jak to nie można być siebie pewnym :)), bowiem "stal" kopie bardziej, jest bardziej bezpośrednia i doskonale wiąże w jedno spójne i ekscytujące to co w Carcass thrashowe z tym co death metalowe, a idealną masą spajającą porywająca, żywiołowa dynamika wraz z rzecz jasna bardzo carcassowymi, a jednocześnie balansującymi na krawędzi wspomnianych stylistyk riffach, bogato inkrustowanych technicznymi detalami jak i dopełnianych kapitalnymi solówkami. Przyznaję niniejszym, że "stal" zyskała z czasem, nawet będąc przecież już po wydaniu wysoko oceniana, bowiem chyba spojrzałem w końcu na nią jak na nie coś co ma mną wstrząsnąć i wywołać entuzjazm smarkaty, lecz jako doskonałą robotę doświadczonych (z nie jednego pieca pieczywo...) i świadomych cholernie muzyków, którzy zarazem w jednym plastikowym pudełku (mowa o tym w czym cd spoczywa) złożyli brzmieniowo wymuskane własne obecne (2013) fascynacje z czymś co nazwałbym nie roszczeniami fanów, a szacunkiem do własnego dziedzictwa z czasów kiedy już czuli że nie grają ucząc się grania, ale już grają to co edukacja/praktyka im grać pozwoliła. Liczę że się rozumiemy, co mam na myśli.

P.S. Nie przyznam się że na stosunek do dwóch powrotnych Carcassów ich wizualne, okładkowe oblicza nie miały. Przyznam natomiast iż teraz jestem już ponad ten detal. ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj