sobota, 22 lutego 2025

Squid - Cowards (2025)

 

Co ja mam w maksymalnie subiektywnym przypadku z tym Squidem, to ja nie bardzo nadążam czy z łatwością charakterystykę tego procesu rozpoznaję, bowiem przyszli, swoją oryginalnością spłoszyli, bym uparcie chcąc odnaleźć w nich przyjazną, kompatybilną nazwę, na wysokości dwójki myślał że się przekonał, a obecnie gdy trójka już w odsłuchu, ponowienie się wystraszył. Próbuję zebrać poszlaki, dowody, wnioski wyszczególnić w procesie zmierzającym ku zrozumieniu i tak sobie bez pewności jednak finalnie gdybam, że albo Squid to nie moja bajeczka stylistyczna, a jedynie sugestia mocniej tematem zachłyśniętych i doświadczonych że zjawisko to nie do zignorowania, bądź wciąż jeszcze potrzeba czasu na właściwe, ostateczne w relacji ku zbliżeniu przesilenie. Jak to zwykli powiadać ostrożni w stawianiu stanowczych tez - poczekamy zobaczymy. Obecnie zasysam Cowards po raz może trzeci (wiem to niewiele, jak na tak dziwaczne struktur) i nie mam nazbyt wciąż w kwestii związku przeczucio-odczuć. Jest rzecz jasna Cowards totalnie "squidowym" i podczas korzystanie nie mówię do siebie nazbyt często - ej M. to jest inne niż to inne już wcześniej inne było. Problem zapewne też w tym, iż żeby detale dostrzec trzeba wystarczająco analitycznie, a wystarczająco analitycznie to bezdyskusyjnie wówczas gdy praktyka i wiedza wysoka. Stąd kawałki raczej mi się zlewają, szczegóły najistotniejsze toną lub rozmywają się w szczegółach zasadniczych i ja nie wiem - nie wiem czy jest inaczej, czy zbieżnie? Podejrzewam, iż ewolucja stylu zachodzi, a świadczą jednak o tym różne niż w przypadku szczególnie O Monolith podstawowe oceny, w sensie że jak poprzedniczka mi się wkręciła, tak obecna płytka ma z tym znacząco większy problem. Nie napiszę jednak iż ten nieco bardziej stonowany album nie posiada w sobie fragmentów, całych kompozycji które z radością smakuję (numer tytułowy najbardziej) oraz jeszcze może to i tamto, w zależności od podejścia (Showtime! intryguje), a Cro-Magnon Man urasta do najbardziej ekscytującego. Jednak obawiam się że Squid pofrunie w inne w przyszłości rejony i ze szczątkowej w jakimś sensie piosenkowości nie zostanie wiele - co zamykająca, barwna 8-minutowa niemal improwizacja sugeruje. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj