niedziela, 21 lipca 2013

Evergrey – Glorious Collision (2011)




To jak do tej pory ostatni krążek Evergrey – formacji co do której mój niemal poddańczy stosunek utrudnia oczywiście w pełni racjonalny odbiór produkcji. Poznany już niemal 15 lat temu Solitude Dominance Tragedy rozpoczął tą atrakcyjną przygodę przerwaną jedynie zbyt przebojowym Monday Morning Apocalypse. Natomiast każda z pozostałych produkcji przynosiła co najmniej uczucie satysfakcji często jednak uzależnienie od tych dźwięków miało zdecydowanie silniejszy charakter. Tyle rysu monograficznego – wzruszającej historii związku pomiędzy fanem, a zespołem. Czas na konkrety wśród których w przypadku Glorious Collision wyraźnie w stosunku do poprzedniczki zmieniło się brzmienie – dużo bardziej suche, a przez to mniej sterylne, takie szorstkie jakby na „żywca” ukręcone – jak na konwencje w jakiej Evergrey egzystuje wyraźnie się wyróżniające. Same kompozycje natomiast zachowały charakterystycznego ducha, zawieszone gdzieś pomiędzy rozedrganymi partiami gitar, łomocącej wyraźnie perkusji i klawiszowej typowo dark metalowej ornamentyki. Nad całością dzięki dominującej roli Englund'a i jego wokalnej ekwilibrystyki, chwytliwości i zwyczajnie świetnego rasowego, soczystego, stylowo zachrypłego heavy wokalu, jak i smykałki do budowania pięknych linii melodycznych szczególnie wyraźnych we fragmentach o charakterze akustycznym gdzie tajemniczy duch buduje atmosferę zadumy i refleksji. Podkreślę na koniec jeszcze, iż moje silne przywiązanie do twórczości tych Szwedów wciąż mnie intryguje, gdyż styl w jakim funkcjonują tak naprawdę nigdy nie wzbudzał mojej sympatii, więcej kojarzył i nadal kojarzy mi się z pewnym schematyzmem kompozycyjnym i dosyć banalnie groteskową czy kiczowatą formą i treścią. Jak widać i jak przekonuje się od lat z zaciekawieniem oczekując nowych produkcji ekipy Toma Englund'a nie gatunek muzyczny w jakim twórca się porusza, a naturalny talent, błyskotliwość i umiejętne unikanie banału i kiczu decyduje o wartości dzieł. I może właśnie z tego powodu szczególnie ważna to dla mnie formacja, a może zwyczajnie dałem się schwytać na ten łapiący za serducho lep i tylko próbuje na siłę wcisnąć sobie mniej ckliwe wyjaśnienie?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj