piątek, 12 lipca 2013

Pantera - Reinventing the Steel (2000)




Ostatni w dorobku Pantery akt kreacji z perspektywy czasu dojrzał w moim subiektywnym odbiorze do poziomu zbliżonego ich pomnikowym ciosom. Już od otwarcia album wbija w podłogę żwawym biciem sekcji rytmicznej przeplatanym firmowymi zwolnieniami z ciężkim groovem i miażdżącą siłą. Firmowe, metaliczne brzmienie bębnów Vinnie'go, Anselmo z głosem jadowitym gdzie zarówno wrzasku jak i zachrypłego frazowania nie brak oraz solówki Dimebaga, którymi smaga i kąsa, efekt oszałamiający uzyskuje zwinnie palcami po instrumencie przebierając. Uzależniające oblicze tej muzyki mocno zakamuflowane się wydaje, gdyż te przesterowane, świdrujące brzmienie i pancerne riffy jad znienacka do organizmu wstrzykują by słuchacza toksyną uzależnić. Nałóg to tyle przyjemny co kłopotliwy gdyż ograniczony zaledwie do czterech krążków z których toksynę czerpać można, a organizm uzależniony wciąż nowej podniety się domaga. Na szczęście Anselmo ze swoimi projektami w wielu przypadkach jest w stanie choć w nieco odmiennym stylu jednak efekt podobny uzyskać!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj