środa, 17 lipca 2013

Spiritual Beggars - Earth Blues (2013)




I zrobił to z powodzeniem po raz kolejny! Kupił mnie Amott specyficzną pulsującą mieszanką, tym razem tego co najlepsze na klasycznych albumach nagrali mistrzowie z Deep Purple i Rainbow! Zaczynając od pełnego polotu jeśli można to tak nazwać stonera Spiritual Beggars wyewoluował w typową formacje hard rockową, gdzie instrumenty klawiszowe (tu jednoznacznie Per Wiberg przybrał postać Jona Lorda) na równych prawach współistnieją z sekcją rytmiczną i riffową maestrią. I choć pierwsze fragmenty albumu wywołały we mnie uczucie deja vu podobne temu co spotkało mnie przy okazji premiery Return to Zero, kiedy to kompozycje otwierające wydały mi się w pewnym sensie odrobinę zbyt proste i naiwne, nie wzbudzając zachwytu, czy przesadnej euforii. Tak i w przypadku Earth Blues dopiero wielokrotny kontakt z krążkiem pozwolił na odkrycie tego fascynującego poczucia satysfakcji, głęboko ukrywanej magii jaka kryje się pod powierzchownością utworów. Tak naprawdę w odczuciu moim zmieniło się na Earth Blues w stosunku do poprzedniczki niewiele, gdyż już na Return to Zero wyraźnie zaakcentowano kierunek, kurs na Deep Purple i Rainbow, a tu tylko się go kontynuuje. Jednak różnica pewna jest wyczuwalna i ma charakter bardziej brzmieniowy niż warsztatowo-kompozycyjny. Bardziej to produkcja o odrobinie szorstkim jak na konwencje szlifie, przy niej powrót do zera wydaje się produkcją wygładzoną, wypolerowaną. Może to nadinterpretacja ale odnoszę także wrażenie, iż w niektórych fragmentach Amott sięga do tradycji charakterystycznej dla solowych krążków Ozzy’ego – pewne zagrywki, motywy wyraźnie takie skojarzenia przywodzą. Zabieg to dorzucający do finalnego efektu eksperymentalny smaczek, uatrakcyjniający formę i unikający zamykania się w schematach. Ale to jedynie takie niekoniecznie oczywiście zgodne z rzeczywistością subiektywne odczucie, zweryfikowane bądź potwierdzone wraz z kolejnymi odsłuchami – czas pokaże! I szkoda jedynie, że rozeszły się drogi Amotta i J.B. Christofferssona, gdyż pomimo tego, że Apollo Papathanasio dysponuje ciekawą barwą, może jedynie zbyt siłową mam przekonanie, że oba ostatnie albumy z wokalnym udziałem obecnego frontmana Grand Magus nabrałyby jeszcze większej witalnej siły. Jednak śledząc częste zmiany na wokalu kto wie jaka postać zajmie miejsce za mikrofonem w przypadku kolejnej produkcji? Dwa krążki z J.B, dwa z Apollo, dwa z hmmm...? Historia lubi przecież często kierować się takimi schematami!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj