poniedziałek, 17 marca 2014

Down - Over the Under (2007)




Ponownie tekst z Down związany od jękliwej natury utyskiwania zaczynam, że forma dzisiejsza daleka od tej jeszcze kilka lat temu prezentowanej, że roszady personalne, ciągła paplanina Anselmo i przede wszystkim kompletnie nonsensowny plan wydawania epek jednorodnych stylistycznie w głęboką zapaść grupę wprowadziły. Może odszczekać mi przyjdzie ten ton malkontenta kiedy już wkrótce "dwójka IV-ki" się pojawi, a forma epki tym razem ze względu na kapitalny tam materiał zawarty bez znaczenia będzie! Na dzień dzisiejszy jednak przy swoim zrzędliwym przekonaniu pozostanę i nadal zamierzam jednoznacznie do zrozumienia dawać, że Down eklektyzmem w potężnym brzmieniu zamkniętym na pełnych albumach wyłącznie może mnie zdobyć. Stąd zapuszczam Over the Under i ostatnim jak dotąd długograjem tej ikony się karmie. A posiłek to tłuściutki, idealny do browara kraty i opierdalania się w poczuciu totalnego odprężenia. Bez trosk z nonszalanckim dystansem do rzeczywistości i wkurwiającym otoczenie uśmieszkiem przekonania, że to całe zamieszanie wokoło, wyścig szczurów, walka o przetrwanie, ciągłe stresy i odpowiedzialność można głęboko mieć w dupie. Te dźwięki tak skutecznie w taką manierę wprowadzają, że niemal obowiązkowym dla utrzymania równowagi psychicznej w tym popierdolonym cyrku z błaznami, pajacami i innymi dziadami w rolach głównych jest korzystać z nich jak najczęściej. Gdzie ja bym wylądował gdyby nie te wspaniałe krążki co poczucie wytchnienia przynoszą. One dla mnie niczym zioło dla wszelkiej maści ujaranej dzieciarni, równie mocno uzależniające, szerokiego banana na ryj wklejające - z tą jednak różnicą, że zależność od nich prócz potrzeby powrotu na łono przyjemności, perspektywy dziur w pamięci, zawieszeń, czy innych opóźnionych lęków nie powodują. Rozlewam zatem swój coraz tłustszy zad na fotelu, piwko otwieram, tryb aktywności wyłączam i odjeżdżam tam gdzie Nothing in Return, Never Try czy te bardziej dynamiczne numery jak On March the Saints i In the Thrall of It All panują. I tylko surowe spojrzenie wyrozumiałej inaczej małżonki brutalnie z tego stanu może mnie wyrwać! No właśnie obowiązki wzywają, a ja się rozmarzyłem. :) 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj