niedziela, 16 marca 2014

Entombed - Morning Star (2001)




Rozłam w Entombed stał się ostatnio faktem i z tej współczesnej perspektywy spojrzeć spróbuje na Morning Star. To już trzynaście lat minęło, co takie niewiarygodne się zdaje, kiedy to po nowym otwarciu w karierze za pomocą Uprising uzyskanym, ekipa szwedzkiej legendy za ciosem poszła i w przeciągu roku następcę tego zacnego krążka wydała. Już na starcie takim apokaliptycznym gromem w postaci Chief Rebel Angel pieprznęli, że z pozycji rażonego jego siłą na kolejne mocarne uderzenia się przygotowywałem. I intuicja mnie nie zawiodła, bo kontynuacja w żadnym stopniu pozbawiona energii otwieracza nie była. Kolejno odlicz, I for an Eye z niezmordowanie motorycznym riffem i rozkosznymi wiosła wywijasami, Bringer of Light z jakby recytowanym przez L.G. tekstem - w połowie akustyka zwiewną manierą ozdobiony, Ensemble of the Restless z poszarpaną, gwałtowną strukturą, szaleńczą wręcz eksploatacją gardła wokalisty, odrobinę eksperymentalny Out of Heaven – nawiązujący po trosze do zawartości niezaakceptowanego Same Difference. I dalej Young Man Nihilist wzbudzony aroganckim piskiem gitarowego jadu, skoczny Year One Now, manifest w postaci Fractures, When It Hits Home co jakby z garażowej próby się wyłania, pięknie pasażem harmonii urozmaicony, sztandarową szorstką solówką podbity City of Ghosts grany na punkową, a może bardziej klasycznie deathową modłę w About to Die się przeobrażający. Tym sposobem opisując jak mniemam dosyć wyraziście charakter poszczególnych numerów do zamykającego Mental Twin dobrnąłem. On w marszowym tempie efektem przetaczającego się walca drogowego finalnego aktu rozgniecenia mojej wrażliwości dokonuje. To swoisty nakaz przyjęcia bezwzględnej dominacji Entombed w niszy deathrollowej. Ja już swoją dusze dawno zaprzedałem i tylko zastanawiam się od lat, Uprising czy Morning Star bardziej doskonałe i nadal decyzji podjąć nie potrafię. Może właśnie chwila nadeszła by ich równość wobec siebie przyjąć i oznajmić wyraźnie, że to chyba jeden z najlepszych tandemów, jakie w brutalnej muzie zaistniały. Wyborne albumy i powód by odważnie wszelkim radykalnym zwolennikom jedynie tej pierwotnej twarzy Entombed wyartykułować – jak bardzo się mylicie, jak wiele tracicie, geniuszu Uprising i Morning Star nie zauważając!

P.S. Ty uważny czytelniku pewną niekonsekwencje w tym tekście myślę dostrzegłeś, że z perspektywy dzisiejszego rozłamu być miało! Co byś miał poczucie satysfakcji, a ja konsekwencji w działaniu – z bieżącego punktu widzenia nie są w żadnej osobowej konfiguracji czy pod jakimkolwiek kombinowanym szyldem już zrzucić z piedestału wyżej wymienionych albumów. :) Już takimi nie powrócą! :(

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj