niedziela, 30 marca 2014

The Company Men / W firmie (2010) - John Wells




Sierpień w hrabstwie Osage wrażenie zrobił spore, zatem oczywistością stało się oszacowanie wartości poprzedniej produkcji Johna Wellsa, która przeszła jak dotąd dla mnie niezauważalnie. Już teraz jednak wiem, że żadna to strata była, bo niczego szczególnego prócz rzemieślniczej roboty i treści drażniącej mnie biedaka :) tutaj nie wychwyciłem. To profesjonalna, aczkolwiek bez charyzmy reżyserska robota, do której poziomu większość obsady jakoś tak bezkonfliktowo się dopasowała. I tyle od strony warsztatowej by było, bo znaczących fajerwerków nie doświadczyłem i ogólnie czasu szkoda na opisywanie sztampy. W tym przypadku więcej jedynie z perspektywy zwykłego obywatela wschodnioeuropejskiego kraju, dla przeciętnego Amerykanina pewnie nadal w obrębie mocarnej Rosji się znajdującego. ;) Mianowicie nie potrafiłem jako wrażliwy człowiek śledzić „dramatycznych” losów bohaterów, którzy muszą rezygnować z luksusowych zabawek i przyjemności. Pozbawianych Porsche w niemal pogrzebowej atmosferze, tnących wydatki na pole golfowe i wyjścia do ekskluzywnych restauracji. To było za wiele dla empatycznej mojej natury, która ludzkie tragedie tak głęboko przeżywać potrafi. To tak przykre i wyraźnie niesprawiedliwe, że takim próbom uczciwie pracujący przedstawiciele elit są poddawani, oni w żadnym wypadku na tak surowe traktowanie przez bezlitosną ekonomię nie zasłużyli! ;) Dosyć sarkazmu, czas na bezpośrednią refleksje. Są pieniądze to na bogato się kręci, wysycha źródełko to trzeba naturalnie z luksusów zrezygnować. To trudne kiedy do niego jest się przyzwyczajonym, znaczy nim zepsutym. :( To takie upadlające kiedy trzeba zacząć naprawdę zapieprzać, zamiast wyzyskiwać frajerów!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj