wtorek, 8 września 2015

Elephant Song / Pieśń słonia (2014) - Charles Binamé




Xavier Dolan wyłącznie w jednej roli, znaczy tym razem jako aktor, nie jako aktor i reżyser jednocześnie. Obecnie dwudziestosześciolatek, który w branży filmowej jest absolutnym fenomenem, bo nikt inny w tym wieku nie mógłby mu dorównać pod względem twórczego dorobku. Przynajmniej ja nie znam takiej osoby, lub też nie orientuje się w tej materii na tyle sprawnie by taką tutaj przytoczyć. Jednakże ten młokos pozbawiony mnogości funkcji w żadnym wypadku nie stracił na jakości warsztatowej, gdyż prowadzony przez doświadczonego (choć jak wyczytałem przede wszystkim w produkcji seriali) reżysera wspiął się po raz kolejny na wyżyny własnych umiejętności, kreując postać wieloznaczną o sugestywnym charakterze i z wyborną mimiczną ekspresją. Jest tutaj błyskotliwy i ponadprzeciętnie inteligentny, z lekkością i wprawą odgrywając niemal monodram. Intryguje i przeraża, wzbudza jednocześnie sympatię i niechęć manipulując widzem i postaciami dramatu. Przejmuje naturalnie jako bohater pierwszoplanowy dominację, lecz tutaj zasługa nie do podważenia Charlesa Binamé który na zbytnie przeszarżowanie nie pozwala, a z klasą wspomagają go proporcjonalnie uznane hollywoodzkie gwiazdy w osobach weterana Bruce'a Greenwooda oraz dwóch dojrzałych i pięknych kobiet - Catherine Keener i Carrie-Ann Moss. Poza tym zakładam, iż w takim towarzystwie ambicje Dolana zostały zapewne odrobinę stłumione i rozsądną pokorą zastąpione, chociaż to tylko moje luźne osobiste spekulacje jedynie na fundamencie wiedzy o dojrzewaniu i wpływie wczesnego sukcesu na rozwój osobowości budowane. Hmm, zabrzmiało zarozumiale, a może arogancko? :) Ok, powracam do meritum i chwalić nadal zamierzam, bo Elephant Song w moim przekonaniu to wyrafinowane ujęcie teatralnej maniery w filmowej formie. Jakoby sztuka teatralna odgrywana z kinowego ekranu, coś na kształt żeby daleko w czasie nie szukać, Rzezi albo Wenus w futrze Polańskiego czy też Sunset Limited w reżyserii Tommy Lee Jonesa. Finezyjna minimalistyczna konstrukcja wystarczająco czytelna w budowie, by przenikanie się retrospekcji z bieżącymi wydarzeniami nie gubiło uwagi widza. Z dużo bardziej skomplikowaną warstwą psychologiczną sprawnie we frapującej zagadce zatopioną. Bo oto w tej historii wydarzenia z dzieciństwa, takie traumy dla dorosłych niezauważalne, a dla rozwoju osobowości dziecka decydujące postawione są w korelacji ze wstrząsami i urazami które to z kolei na psychice dojrzałych jednostek potrafią głębokie rany pozostawić. Stąd też obraz Charlesa Binamé odbieram jako niezwykle pouczający i inspirujący do zadawania sobie istotnych pytań. Poszukiwania odpowiedzi w kwestiach w codziennej bieganinie z pozoru marginalnych. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj