wtorek, 22 września 2015

Foals - What Went Down (2015)




Mój entuzjazm równie szybko zgasł i wyparował jak się narodził i kiełkować z perspektywą wzrostu zaczął. Wraz z dwoma singlami w sieci zamieszczonymi, odpowiednio tytułowym i Mountain At My Gates sporego apetytu na What Went Down nabrałem - z tym charakterystycznym podniecającym dreszczykiem towarzyszącym poznaniu zupełnie nowej dla mnie ekipy co namieszać w najbliższym czasie by mogła w tym w czym akurat ja się osłuchuje. Dwa typowe numery gdzieś tak w rejonach alternatywnego rocka się odnajdujące, jakby fachowo napisać shoegaze'owe, czyli z fajnym pulsem i odrobiną gwałtu na instrumentach, by cięższego brzmienia dodać. Do tego ciekawe obrazki jakie wspólnie z dźwiękami cieszą oko artystycznym zacięciem, czyli pisząc potocznie, zostałem skutecznie nakręcony. :) Tyle że kiedy licząc na więcej brudu i szaleństwa już od trzeciego kawałka wpadam w sidła plumkającego indie rocka całkowicie pozbawionego rzężenia gitar, to moja ekscytacja gwałtownie spada. Wiem, mój błąd, moja wina, moja cholera jasna wielka wina, że robiłem sobie nadzieje bez zasięgnięcia szerszej informacji co Panowie z Oksfordu od kilku już lat i dwóch płyt grają. Poszedłem na żywioł teoretycznie nieprzygotowany, stąd licząc na perełkę podobną Arctic Monkeys z ich ostatniego longa (powtórzę to po raz kolejny i póki co będę powtarzał, że wyśmienitego), trafiłem na album, który zamiast kojarzyć się z ekipą Alexa Turnera stanowi asocjację grania na modłę Coldplay i Alt-J, czyli czegoś co szanuję ale w większych dawkach nie jestem w stanie przetrawić. Takiego melodyjnego klawiszowego plumkania z żwawym tętnem i w sumie intrygującym klimatem ale bez większej ikry. Fakt, że podobnie jak twórcy An Awesome Wave goście z Foals w tych rejonach poruszają się niezwykle sprawnie i w czołówce sceny pewnie na lata pozostawać będą, ciesząc wyznawców takiej stylistyki produktami wysokiej jakości. Ja jednak jeszcze na bardziej zaangażowany romans, ewentualnie trwały związek z taką zwiewną estetyką nie jestem przygotowany. Wolę emocje innego sortu, chyba że może kiedyś przejdę na tą stronę mocy lub chociaż pozwolę na przerzucenie akcentu.

P.S. Jak czułem tak napisałem, później na kilka recenzji znawców tematu wpadłem i oni nie do końca zachwyceni poziomem What Went Down się okazali. Pewnie okaże się w przyszłości, że jak się znali to rację mieli. :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj