piątek, 6 listopada 2015

Everest (2015) - Baltasar Kormákur




Himalaje to niezwykle piękne góry, a ich majestat tutaj kamerą operatora jedynie w ułamku przecież uchwycony, dodatkowo dopieszczony efektami specjalnymi poraża jak i koniecznie każe zadać pytanie jak ogromne wrażenie to miejsce może robić na żywo spostrzegane. Faktycznie to pewnie brakłoby przymiotników aby ich monumentalizm i siłę oddziaływania na człowieka opisać, wszak posiadają one tak ogromny magnetyzm w sobie, że wciąż nie brak śmiałków, którzy ich panoramę z wierzchołka Mount Everestu pragną za wszelka cenę podziwiać. Film Baltasara Kormákura to właśnie kronika jednej z wypraw, która to niestety tragedią się zakończyła. Historia triumfu i chwile później strasznego dramatu, poruszający obraz poświęcenia i lojalności, bólu i cierpienia oraz pasji, która daje impuls do działania i determinacji - która motywuje do osiągania niemożliwego. Niestety ta szaleńcza fascynacja jednym z najgroźniejszych miejsc na Ziemi, zrozumiała przecież tylko nielicznym którzy smak zdobywania najwyższych szczytów poczuli, ma w sobie nie tylko naturalnie wliczone ryzyko jakie sami bohaterowie zaśnieżonych grani ponoszą. Przecież niemal każdy z nich ma rodziny, posiada instynkt samozachowawczy i jest osobą intelektualnie sprawną, jednak świadomie nierozsądny wybór podejmują stawiając własną pasję ponad nie tylko swe życie ale i spokój najbliższych. Jako osoba absolutnie pozbawiona fiksacji w temacie himalaizmu, nie rozumiejąc nawet w drobnym ułamku dlaczego podejmowane jest tego rodzaju ryzyko próbuje teraz sprowokowany, z całą mocą posiadanej empatii i wyrozumiałości usprawiedliwić tego rodzaju swoisty egocentryzm. Nie udaje mi się to jednak, bo jest to z natury niemożliwe póty sam miłością do ośmiotysięczników nie zapałam, póki osobiście nie stanę oko w oko z potęga natury i nie uświadczę ile daje konfrontacja z jej siłą. Wtedy gdy dotknę granicy życia i otrę się o śmierć namacalnie, poczuję czym jest życie i smakować je zacznę z zupełnie nowej perspektywy. Może gdy zaznam prawdziwego triumfu własnej siły nad osobistymi słabościami okupionego nadludzkim wysiłkiem i poświęceniem nie tylko dla idei ale i dla drugiego człowieka, to wtedy będę mógł przeniknąć tą tajemnicę. Zdobywając szczyty niemal kolekcjonerskiego obłędu uświadczę widząc jedynie to co jeszcze nie osiągnięte, a w cieniu pozostawiając wszystko co sukcesem jest tylko z przeszłości. Kierowany taką obsesją ponad wszystko kolejne wyzwania postawię, poświęcę każdą minutę życia na cierpliwe i konsekwentne realizowanie planu dla laików niezrozumiałego. Wtedy tylko dotknę jądra tej namiętności! 

P.S. To nie tylko świetnie zrealizowany technicznie, pasjonujący i głęboko poruszający film oparty na autentycznych wydarzeniach, to także dla całkowitych laików źródło podstawowej wiedzy o wspinaczce wysokogórskiej. Jako taki analfabeta w temacie przyznaję, iż ogromnie zafascynowany byłem przechodząc tą teoretyczną lekcję, jednak nigdy nie porwałbym się na praktyczną próbę. Za zimno, za wysoko, za niebezpiecznie!

2 komentarze:

  1. Podobne odczucia mam świeżo po seansie. Wizualna perełka i jednocześnie świetna opowieść o marzeniach zwykłych ludzi. Również polecam ale tak jak pisałam na swoim blogu - koniecznie w kinie !!!

    OdpowiedzUsuń

Drukuj