Już kilkukrotnie do zrozumienia dawałem, że fenomen
Xaviera Dolana jest dla mnie niezwykle interesujący, a sposób realizacji jego
obrazów i rodzaj narracji w nich zastosowany bardzo bliski mojej wrażliwości
estetycznej. W tym miejscu jednak dorzucę łyżkę dziegciu do tej beczki miodu, bowiem mieszane uczucia mi towarzyszą bezpośrednio po konfrontacji z niemal
trzygodzinnym seansem Laurence Anyways. To bezdyskusyjnie kino wyjątkowe,
lecz zmuszony też jestem obok wymienienia niewątpliwych walorów charakterystycznych
dla stylu Dolana wyłuszczyć kwestie nieco podważające dojrzałość tego
młodzieńca. Dostrzegam bowiem w tej przebogatej emocjonalnie symfonii obrazu i
dźwięku wyraźne oznaki przerostu ambicji i popadania w gwiazdorkę. Nie unika
niestety Dolan kiczowatego nadęcia, jest wpatrzony w siebie i wyraźnie fragmentami przegina. Stąd podzielam opinię, iż w tym konkretnym przypadku jest tak
bezgranicznie przekonany o swej wyjątkowości, iż w przesadny samozachwyt
wpada. Rozumiem, że poniekąd ma do tego prawo i podstawy, lecz jednak od
artysty tego formatu to wymagam więcej autodystansu. To tytułem wstępu -
utrzymania odpowiedniej racjonalnej perspektywy i zachowania względnego
obiektywizmu. Poniżej zaś wszystko to, co u Dolana intrygujące i przez co
stawiany jest pośród największych współczesnych twórców kina. Po pierwsze
muzyka, która kieruje obrazem lub też odwrotnie, nie istotne kiedy ta korelacja
idealną harmonię prezentuje. Po drugie sposób kadrowania wywołujący efekt
transu niczym u mistrza Kubricka, gdzie perspektywa jednego punktu
hipnotyzowała. Tyle że Dolan nie ogranicza się do kopiowania legendarnych patentów, jego dosłownie ponosi wyobraźnia, bo obok wykorzystywania
statycznej kamery daje jej także pełnego dynamiki kopa. Ona zasuwa w
teledyskowym pędzie by po chwili płynąć w poetyckim subtelnym uniesieniu.
Pomysłów zatrzęsienie, a ich realizacja na deszcz komplementów zasługująca. A
dalej? Dalej to dominująca intrygująca psychologiczna maestria. Niezwykły wgląd
w głąb człowieka – odzwierciedlenie spostrzeżeń nad wyraz detalicznej
przenikliwości w sugestywnej i pełnej poetyckiego artyzmu formie. To
mistrzowskie ujęcie relacji międzyludzkich, konstelacji wszelkich rodzajów
emocji i ich natężenia. I tylko jedno irytuje i przed bezgranicznym zachwytem powstrzymuje!
Brak hamulców, który pozwala na zbyt mocno popuszczone wodze megalomanii. Wbija się młodzieniec chwilami z
impetem w ścianę, rozpływa w przesycie i objawy niestrawności wywołuje.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz