Dojrzewanie młodzieńca w
patriotycznej atmosferze, w klimacie surowego katolickiego wychowania,
kształtowanie jego postaw, charakteru pod wpływem amerykańskiego snu o potędze,
gdzie ambicje prym wiodą, gdzie trzeba być zawsze pierwszym w walce z jasno zdefiniowanym,
jednowymiarowo rozumianym złem. W antykomunistycznej psychozie przełomu lat
pięćdziesiątych i sześćdziesiątych XX wieku skonfrontowanych z sielanką
dobrobytu materialnego pośród malowniczych przedmieść. Z tego miejsca bohater
pochodzi i z takich realiów naiwny zmanipulowany przez łagodną bo sytą propagandę
gówniarz, przy po części dumnej i milczącej jednocześnie aprobacie rodziców
zaciąga się do wojska i z miejsca trafia w wir wojennej zawieruchy. Do piekła
na ziemi, gdzie wojenne realia pełne brutalnego chaosu, obdartego z
romantycznego bełkotu o chwale w walce z siłami ciemności. Tutaj w kontraście
do Ameryki, kraju spełniających się marzeń Wietnam pogrążony w pożodze wojennej
zawieruchy, gdzie nie ma prostych podziałów na zło i dobro, gdzie życie ludzkie
traktowane instrumentalnie, a interesy mocarstw naturalnie ponad dobrem
zwykłego człowieka stawiane. To nie zabawa w bohaterów dla zaszczytów i
orderów, to krwawa jatka w której niewinność i szlachetne intencje giną w
konfrontacji z bezsilnością wobec okrucieństwa. Powrót z tego piekła do
względnej normalności wręcz niemożliwy, kiedy reperkusje natury fizycznej i
psychicznej kroczą za człowiekiem. Kalekie ciało i skrajnie rozstrojona
psychika, poczucie winy i ustawicznie powracające traumatyczne wspomnienia to
bariery nie do pokonania. Życie weterana w kulturze antywojennej hipisowskiej
retoryki wespół z własnymi gorzkimi refleksjami obrazu zniszczenia dopełnia.
Rodzina i problemy dnia codziennego, powszedniej egzystencji w aureoli bohatera
z jednej strony i z pogardą wobec kata z drugiej. Totalne zagubienie w
skomplikowanej rzeczywistości, bez miejsca dla rozsądku, bo trudno o zimne
spojrzenie, kiedy w człowieku rany krwawiące i bezradność przejmująca. Emocje
dominują i one ścieżkę wytyczają, a całkowite zatracenie jej kresem. Born on the Fourth of July to więcej niż film, to przejmujący antywojenny manifest, to dzieło złożone
i przenikliwe. Pełne emocjonalnego napięcia, wzruszające i przygnębiające.
Bogate w sensie przeżycia i dostarczające skompresowanej wiedzy niczym kronika
historyczna z szerokim kontekstem społeczno-politycznym. Majstersztyk
reżyserski Stone’a i aktorski Olimp Cruise’a. Obraz którego nie sposób
zapomnieć – NIGDY!
P.S. W pewnym sensie Urodzony 4 lipca to obraz
bliźniaczy z Plutonem, ale tylko w mocno okrojonym rozumieniu. Kiedy dla Chrisa miejscem głównego dramatu wietnamska dżungla, to dla Rona wojna była tylko krótkim preludium, a jej konsekwencje dopiero po powrocie najbardziej druzgocące.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz