środa, 27 stycznia 2016

The Lobster (2015) - Yorgos Lanthimos




The Lobster, czyli przeładowane alegoriami nietuzinkowe studium "laboratoryjnych" związków małżeńskich, tylko dla widza otwartego na kino wysoce abstrakcyjne. Mnie akurat niekoniecznie zachwyciło, ale ja nie bardzo trawię taką pokrętną kombinatorykę, która wpływając znacząco na stylistykę próbuje wizję reżysera ubrać w zbyt wymyślną formę. Nie jestem zwolennikiem tego rodzaju dziwactw filmowych, nie posiadam bogatego doświadczenia z tego typu surrealistycznym kinem, stąd moja opinia w żadnym stopniu miarodajna. Podczas projekcji nie usnąłem, może odrobinę, nawet trochę więcej niż ciutkę zostałem zaintrygowany tematem oraz jego ukazaniem. Pogłówkowałem, na wysoki bieg intelekt przerzuciłem i własną interpretację spreparowałem. :) Ze strachu przed samotnością człowiek chwyta się każdej szansy na związek, bez wspólnych punktów zaczepienia, bez perspektywy na rozwój, bo być samotnym to być jak zwierzę i pozostawać w emocjonalnej próżni, na marginesie, niczym na banicji. Dopasowuje się więc człowiek często za wszelką cenę do narzucanych norm życia w układzie z tym jednym nietrafionym partnerem i cierpi w pożerającym energię związku. A może należy czekać do skutku, nie podejmować zbyt pochopnych decyzji, dotrwać do momentu gdy prawdziwa chemia połączy z partnerem z przeznaczenia. Tyle że samotność to taka "ciężka trwoga" która morduje cierpliwość i jeszcze zobowiązuje trwać w świecie sztucznych emocji wypowiadając kwestie w beznamiętnej manierze, nie będąc sobą tylko udając produkt reklamowany. Nie wiem, czy mam prawo tak intencje twórców homara rozumieć, czy zbytnio z nimi się nie rozmijam? To jest zawsze problem z tego typu kinem, że odkrycie przekazu jest trudne, a błądzenie widza daje autorom takich łamigłówek sporo zabawy i satysfakcji. Ale czy oto chodzi aby w spekulacjach tonąć dla frajdy reżysera i scenarzysty? Niemniej jednak abstrahując od stylistyki to skomplikowanie odbioru dostarcza gimnastyki dla umysłu i jeśli także realizacyjnie, warsztatowo nie ma się czego czepiać to grzechem ignorancji byłoby zbyt surowo oceniać ten obraz. Zatem tego nie robię!

P.S. Ogólne podniecenie panuje, że gwiazdor z pierwszego planu tutaj tak zaskakująco dobry. Akurat, że Collin Farrell to kapitalny aktor przekonałem się już do tego momentu wielokrotnie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj