Spisując własne refleksje w
przedmiocie Alternative 4 wręcz zaleje tekst sentymentalizmem, bo właściwie tak
na dobre to za sprawą tego tytułu z
dyskografii Anathemy (na kasecie rzecz jasna jeszcze) rozpoczęła się moja, nadal niekończąca się przygoda z muzyką ziomali Beatlesów. Wcześniej poznałem Eternity, album z 1996 roku, lecz to
dopiero specyficzna zimna emocjonalność trzeciego z kolei longa, na którym wokalny prym wiedzie Vincent opętała mnie
bezgranicznie. Tutaj bowiem jego głos nabrał pełnej
barwy, okrzepł i idealnie odnalazł się w towarzystwie zarówno dynamicznych
numerów pokroju Fragile Dreams czy Empty jak i tych surowych, opartych na prostocie środków, a
bogactwie uczuć, w rodzaju Lost Control i Destiny. Obok Vincenta bez wahania bohaterem
Alternative 4 określiłbym obsługującego sterylny, podbijający napięcie i uwypuklający
moc kompozycji bas Duncana Pattersona. Odrobinę zarzucone (w kontekście innych krążków grupy) zostały gitarowe popisy solowe na rzecz zwartej faktury brzmień klawiszy. Imitują one zarówno klasyczną barwę pianina, czy wibrujących organów jaki i uzyskiwane są za ich pomocą
elektroniczne detale, wplatane ciekawe sample. Intensywna obecność technologii
jest dostrzegalna tyle, że w symbiozie z floydowskim klimatem z przełomu lat sześćdziesiątych
i siedemdziesiątych – nowoczesność umiejętnie zostaje wszczepiona w wysoce
emocjonalną strukturę i charakter kompozycji. Napięcie jakie w utworach
dominuje zaaranżowano za pomocą ascetycznych środków, lecz w natchniony sposób, bo wystarczy by dźwięki były szczere, aby muzyka duszy intensywną moc refleksji w
sobie zawierała. Lata mijają, trendy przychodzą i często jeszcze szybciej w
zapomnienie odpływają, moje osobiste muzyczne preferencje wciąż ewoluują, a
obiekty artystycznych westchnień się zmieniają. Jednakowoż w tym pulsującym
dynamiką procesie wciąż istotne miejsce Anathema zajmuje, a doskonała treść i
formuła Alternative 4 trwa przynosząc wciąż chwile głębokiej zadumy i ukojenia
skołatanych częstokroć nerwów. Takiego zwyczajnie muzycznego spełnienia
dostarcza i coś czuję, że moja jej wierność i wdzięczność za te przeżycia dozgonna będzie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz