środa, 17 lutego 2016

Legend (2015) - Brian Helgeland




Brian Helgeland to nie Scorsese, Coppola czy inny De Palma i chwała mu za to, że nie próbował mierzyć się „na poważnie” z mistrzami kina gangsterskiego, tylko zamiast stanąć do nierównej konfrontacji sprytnie ustawił autentyczną opowieść o braciach Kray w nieco groteskowej formule. Bo jak inaczej nazwać przejaskrawienie do rozmiarów niemal karykaturalnych psychola Ronniego i jak potraktować sceny rozrób, bijatyk przypominające bardziej komiksową czy animowaną formułę okładania się po pyskach. :) Podobnie sprawa wygląda od strony scenografii, gdzie ulice, domy, wnętrza czy nawet pojazdy są do przesady wymuskane i bardziej przypominają swym charakterem amerykańskie przedmieścia niż robotnicze dzielnice angielskiej stolicy. Stylizacja wzięła górę nad autentyzmem i dotrzymała przyznaje kroku założeniom scenariusza. Do zakładanych zamierzeń twórców idealnie dostosowali się także aktorzy zarówno drugiego jak i pierwszego planu, a podwójna kreacja Toma Hardy’ego stała się wisienką na tym apetycznym torcie. I jedynie dramatyczne okoliczności działalności braci Kray i ich ofiary zakłócają ten poniekąd sielankowy obraz gangsterskiej profesji. Tyle że patrząc przez pryzmat brytyjskiej czarnej komedii taka nienaturalna symbioza zdaje się być usprawiedliwiona. Bez typowej wyspiarskiej ironii pewnie nie byłaby to tak przednia rozrywka. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj