piątek, 5 lutego 2016

Puscifer - Money Shot (2015)




Uderzam się mocno w pierś, przyznaje tą drogą do błędu, że w sumie przez lata ignorowałem funkcjonowanie na scenie side-projektu Maynarda Jamesa Keenana - tego poniekąd kontrowersyjnego, ochrzczonego mianem Puscifer. Dziewięcioletnia już historia i trzeci album na rynku, a ja dopiero teraz doceniam wartość jaka w tej muzyce zawarta. Być może umieszczanie grupy pośród szeroko rozumianego industrialu, groteskowa prezentacja sceniczna plus działania około muzyczne (biznes różnoraki się kłania) w jakich marka Puscifer zagościła nie przekonywały do zainteresowania. Może kilka poznanych numerów z debiutu nie zatrybiło i na marginesie Puscifer umieściło. Po trosze wszystko to wpłynęło na brak kontaktu z muzyką tworzoną przez wokalistę Toola we współpracy z szerokim gronem utalentowanych muzyków. Jednak co się odwlecze to nie uciecze jak słynne przysłowie prawi, więc ze sporym poślizgiem ale jednak wpadam w łapska Maynarda w tej dźwiękowej konstelacji. Robię to przede wszystkim za sprawą właśnie Money Shot, który przykładnie choć oczywiście nie w pełni wypełnia czas wyczekiwania na wytęskniony kolejny album A Perfect Circle. Jak twierdzą (a ja się z nimi zgadzam) bardziej ode mnie zorientowani w temacie eksperci od twórczej aktywności Puscifer, to właśnie na tym albumie pojawiły się w repertuarze rozpoznawalne wokalne harmonie, mroczne melodie i wielowątkowe tematy zbieżne z charakterystyką muzycznych dokonań "idealnego". Nie ma wątpliwości, iż cisza w obozie A Perfect Circle odbiła się na kompozycjach Puscifer. Maynard właściwy Mer de Noms i Thirteenth Step gorzki dźwiękowy romantyzm wplótł między innymi w takie perełki jak Agostina, The Arsonist i The Remedy czym wpuścił do kompozycji firmowanych marką Puscifer nie tylko sporo tajemniczości ale i najprościej rozumianej muzykalności. Lep chwytliwości w moim osobistym przypadku okazał się skuteczny i pod wpływem zastawionych na mnie sideł przebojowej ale wciąż awangardy sięgam w przeszłość by odkrywać to co kilka lat temu zostało pod szyldem Puscifer wydane. Wkręcam się stopniowo w rytmiczną mantryczność, dopieszczaną swobodnie elektroniką i podlaną sosem psychodelii. Smakuję wokalnej równowagi serwowanej duetem Maynard/Carina, odczytuję na świeżo formę i realizację, motywy i działania. Lustruje ostrożnie Conditions of my Parole, wpadam systematycznie w objęcia Money Shot i pod wpływem hipnotyzującej zawartości pozwalam sobie na odlot. Intrygująca to muzyka, wyborny to album, udowadniający indywidualną artystyczną dojrzałość i bezgraniczną kreatywność tego Pana z Toola. :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj