Monolit, taki niemal trzygodzinny kolos i to
bynajmniej nie na glinianych nogach, bo jakimże cudem obraz wyreżyserowany przez
takiego giganta współczesnego kina jakim Alejandro González Iñárritu miałby takowe słabe
fundamenty posiadać. :) Nie ma takiej opcji, szczególnie, że nie jestem w stanie
przytoczyć tytułu którym Meksykanin by zawiódł. Jego Birdman
pozamiatał w ubiegłym roku konkurencję w wyścigu o najważniejsze nagrody w branży i do
realizacji Zjawy mistrz zatrudnił topowe hollywoodzkie nazwiska na czele z Leonardo DiCaprio, etatowym przegranym w walce o Oscara i
rozchwytywanym ostatnimi czasy Tomem Hardy’m. Iñárritu nawet na chwilę nie traci impetu i
idzie za ciosem dając sobie realną szansę na powtórzenie zeszłorocznych
sukcesów, sięga poziomu niebotycznego i z w miarę przewidywalnej historii
tworzy emocjonującą przygodę bogatą przede wszystkim w przełomowe rozwiązania
wizualne. Obraz panoramiczny z masą zapierających dech w piersi ujęć oszałamia,
ekspozycja w quasi monochromatycznej poświacie urzeka, a ukazana surowa przyroda zachwyca.
Dynamika z jaką kamera pracuje to jakieś szaleństwo, ona wiruje, okrąża obiekty
i postaci – sunie i mknie, góra, dół, przód i tył. Płynie z lekkością by
epickie wrażenie filmowanym krajobrazem osiągać, by po chwili znajdować się w
samym centrum brutalnej zawieruchy – porywające, nieprawdopodobne wrażenie
robiąc. Tym sposobem inwencja non stop jest zachowana, napięcie coraz to
wzrasta i opada by za moment sieknąć w widza kolejnym fajerwerkiem. Natężenie
brutalnej akcji jest wprost proporcjonalne do emocjonalnego artyzmu, po połowie
dzielą one pomiędzy siebie czas trwania obrazu. Panuje pełna harmonia,
równowaga osiągana dzięki fantastycznemu zmysłowi kreowania spektakularnej
przygody wespół z wartościowym przekazem. I nawet zarzut, iż postać z ogromnym fizycznym poświęceniem kreowana przez DiCaprio posiada ponadludzkie zdolności przetrwania, kiedy zbyt dużo i w nazbyt niewiarygodnych
okolicznościach wszystko (dosłownie) przetrzymuje to i tak jestem w stanie ten drobny kit
wybaczyć, gdy widowisko jakiego byłem świadkiem usprawiedliwia takie cuda.
Jestem po seansie ogromnie podniecony i z egzaltacją napiszę – siła woli która
pozwoliła Glassowi przetrwać, pragnieniem zemsty napędzana, choć po części
przyniosła mu ukojenie. Jemu, tylko po części.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz