sobota, 16 lipca 2016

The Lady in the Van / Dama w vanie (2015) - Nicholas Hytner




Na początek obowiązkowy wstęp w tym wypadku taka ogólna nie odkrywcza refleksja, że kino brytyjskie posiada swój wyjątkowy charakter, szczególnie gdy produkcja gdzieś pomiędzy komedią, a dramatem stylistycznie umieszczona. Stąd płynnie do Damy w vanie śmiało mogę przejść, bo tonacja w jakiej obraz Nicholasa Hytnera osadzony, idealnie do powyższej formuły dobrana. Tragiczna ogólnie rzecz biorąc historia, w której sporo humoru na wysokim poziomie, takiego wywołującego uśmiech na twarzy, lecz absolutnie do skurczów mięśni brzucha niedoprowadzającego. Uśmiechamy się z klasą, powściągliwie wyciągając wartościowe wnioski z kontekstu, rozumiejąc jednocześnie, że historia to dramatyczna, bowiem poznajemy bohaterów i odkrywamy powolutku tajemnicę ich życia, gdzie zwrotnym punktem jedno traumatyczne wydarzenie. W centrum postać zdziwaczałej dewotki o czystym, błyskotliwym umyśle, która wpierw przy krawężniku, a za moment już na podjeździe posesji starego kawalera o podejrzanej orientacji seksualnej i pisarskiej profesji swym zdezelowanym vanem parkuje. Pojazd ten jej miejscem zamieszkania, a ona w nim osobliwym elementem podmiejskiej przestrzeni, takiej dzielnicy intelektualistów o przeróżnych, częstokroć ekscentrycznych osobowościach i stereotypowych ludzkich postawach. Ludzie plotkują i podszeptują, ze strzępów informacji domysły snują próbując zrozumieć gdzie przyczyna stanu rzeczy, skąd w staruszce taka "godność włóczęgi" wyborem nie koniecznością. Sąsiedztwo spekuluje, a pisarz w tym czasie prawdę odkrywa, opiekując się tą dokuczliwą damą. Jeśli kogoś to niewyrafinowane streszczenie zaintrygowało i ciekaw skąd dama na podjazd przybyła, a dodatkowo ceni sobie dojrzałe, pouczające kino niech przy najbliższej okazji zrobi sobie piękny prezent i obejrzy tą przypowieść o pokucie w anturażu urzekających uliczek, przytulnych wnętrz (z wyjątkiem vana :)) i ciasnych przydomowych ogródków. Warto!

P.S. A na marginesie, pytanie. Co wiemy o osobach z sąsiedztwa - tych których to widujemy codziennie, wymieniając kurtuazyjnie zwroty grzecznościowe. O takim przykładowo staruszku o nieprzyjemnym zapachu, wyprowadzającym strachliwego kundla, czy dziadku wykonującym rutynowe czynności z zegarmistrzowską precyzją, opiekującym się poczciwą leciwą gablotą z ogromnym oddaniem. Przyjaznej babince o nikczemnym wzroście, ciągnącej żwawo wózek z zakupami i ględzącej w kółko to co usłyszała w audycjach toruńskiej rozgłośni lub o zadbanej kobitce pełnej pozytywnej energii z serdecznym szerokim uśmiechem rozsądnie komentującej rewelacje pani z zakupami. Pytanie oczywiście było retoryczne.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj