środa, 16 listopada 2016

Jestem mordercą (2016) - Maciej Pieprzyca




W tekście nie zaistnieje ani gram przesady, bo ocena filmu nie nastręczała jakichkolwiek problemów, czy obiekcji! Od startu byłem kupiony sposobem realizacji kreślonym przez Macieja Pieprzycę i rzemiosłem prezentowanym przez polską czołówkę aktorską z bezkonkurencyjną Agatą Kuleszą, tutaj w roli pobocznej, ale jej "wiela miejsca nie trza" aby prawdziwy koncert umiejętności dała. Autentycznych głównych kreacji Arka Jakubika i Mirka Haniszewskiego oraz (przepraszam, ale akurat to, to muszę wykrztusić) tutaj bardzo przekonującego Piotra Adamczyka i Michała Żurawskiego - robię to zawsze z przyjemnością, bo to kapitalny aktor. Wiadomo, że jak reżyser na frapującą historię trafi, a scenarzysta z odpowiednią dramaturgią skrypt zbuduje, to produkcja musi jedynie rzemieślniczą precyzją się wykazać, by finalna ocena była bardzo wysoka. W tym przypadku autor scenariusza i szef szefów na planie to ta sama osoba! Zatem podwójne ukłony należą się Maciejowi Pieprzycy, którego ciężka praca została wsparta solidnymi działaniami na planie speców od scenografii, którzy pilnując aby detale istotną rolę odegrały, przypilnowali realistycznego odtworzenia okresu siermiężnego PRL-u lat siedemdziesiątych. Na osobne pochwały autor muzyki zasługuje i choć inspiracje jakimi się kierował dość jasne (przeszywający eksperymentalny jazz - Dom zły i osamotniona perkusja - oscarowy Birdman), to nie umniejszają one w żadnym stopniu wpływu na zbudowanie wybornego klimatu, w którym intensywne dźwięki nagle ciszą przeplatane, stanowią zasadniczą część realizacyjnego sukcesu. I aby moja refleksja całkowita była, tak na miarę moich możliwości syntetycznej wypowiedzi i z szacunkiem dla pamięci prawdziwych postaci tego dramatu, to donoszę iż historia przedstawiona, w tym przypadku wyłącznie inspirowana autentycznymi wydarzeniami wyraźnie i sugestywnie ukazuje zaplątanie człowieka w systemowe niuanse państwa totalitarnego, brak ludzkiej odporności na pokusy związane z premiowaniem jego oddanych synów oraz drogę na której idealizm i elementarna uczciwość zadeptywana systematycznie zostaje przez egoistyczną ambicję i przyziemne przywiązanie do materialnego komfortu. Innymi słowy dylematy odpowiednio intensywnie zapijane alkoholem i zagłuszane szybką ścieżką kariery w blasku triumfu uodparniają na wyrzuty sumienia i wszelkie wątpliwości na margines spychają. Podsumowując, to znakomity rodzimy thriller z gorzką treścią, w oparach duszącego papierosowego dymu i o smaku czystej i zakąski. Czyli jak w mordę strzelił pouczająca wycieczka do czasów o których nieliczni jeszcze pamiętają.

P.S. Na marginesie dodam, że zaledwie kilka dni temu życie postawiło na mojej drodze (kto wie na jak długo) pewnego młodego człowieka, który tutaj w epizodycznych trzech scenach zaistniał - doprawdy zaskakujący to scenariusz.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj