Te same co zawsze aktorskie twarze, na
szczęście nie są to zwykli wyrobnicy, a warsztatowi perfekcjoniści, chociaż o
charakterystycznej często już opatrzonej aparycji. Więckiewicz, Simlat, Bluszcz i wieczny Gajos, a
obok jeszcze młody Tomek Ziętek, który tak na marginesie wygląda jakby był bratem
bliźniakiem Dawida Ogrodnika. :) Oni, twardziele tutaj rządzą, bo film przede
wszystkim zakapiorskim aktorstwem stoi, a chłopięce lico Ziętka to idealny
kontrast i zobrazowanie niewinności i naiwności w starciu z przeżartym cynizmem
i hipokryzją obrazem polskiego społeczeństwa. Cholera wie na ile ta historia
miała, czy ma szanse zaistnieć w rzeczywistości – ile w niej wyobraźni
scenarzysty, może braku wiedzy i przeszarżowania. Faktem tylko, że to
przyzwoite polskie kino akcji z mocnym tematem, gdzieś pukające do drzwi z
tabliczką „Polskie piekiełko”. Trochę po linii sensacyjnej klasyki
Pasikowskiego i żonglowaniem koszmarem na modłę Smarzowskiego. Jest tutaj gęsty
mrok, zawiesista atmosfera, bardzo zimne emocje oraz atrakcyjny dla ucha slang
w typie „Szykujcie klatkę, ja idę po zbója”. Jest podnosząca poziom adrenaliny akcja,
zawiła tajemnica i miałem napisać jeszcze, że w całej rozciągłości techniczna biegłość. Niestety, nie
napiszę, bo spierdolona robota „speca” dźwiękowca, często tylko akcentowane
wulgaryzmy pozwalała klarownie usłyszeń – znaczy na chuj komu rozumieć dialogi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz