Duży
dystans zawsze miałem do obrazów sygnowanych nazwiskiem Kolskiego, nigdy tak w
pełni mnie nie przekonał, ale także nigdy w pełni na to szansy nie dałem, gdyż
z bogatej jego filmografii znam zaledwie kilka tytułów i to właśnie z
pominięciem wczesnego okresu jego pracy. Takie Jasminum akurat spostrzegam
bardzo pozytywnie, natomiast Zabić bobra, to był jakiś przegięty koszmarek, zarówno odpychający jak i nużący okropnie. Zatem do rzeczy, nie przyciągnęło
mnie do tego lasu nazwisko reżysera, a wyłącznie osoba Krzysztofa Majchrzaka,
który jest w polskim kinie w moim przekonaniu jednym z najlepszych aktorów o potężnych rozmiarach i gołębim
sercu - poza tym gościem z klasą w tej aktorskiej lanserskiej kaście. :) I w sumie nic w temacie stosunku do pracy Kolskiego się nie zmienia, jak i
podtrzymuję bezwzględnie opinię o Majchrzaku. Aktorsko świetnie, człowiek ten dominuje,
chociaż gra surowo, jakby z przyczajki, gdyż dużo treści w obrazie, mniej w dialogach. Chociaż Kolski bezdyskusyjnie
pośród polskiej reżyserskiej braci może być nazywany artystą, jednak to ten
rodzaj artyzmu i intelektualnej ambicji, który akurat do mnie nie dociera na
intensywnym poziomie emocji. Nie funkcjonuje na tym pułapie, może Kolski
odlatuje zbyt wysoko i niekoniecznie wystarcza mu możliwości na zamiary i
wyczucia, by uderzyć we mnie skutecznie, ferment do refleksji wprowadzając. Tym
tytułem zawieruchy nie wprowadził, więc nie będę się silił i czasu tracił na
wydumane interpretacje.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz