poniedziałek, 6 grudnia 2021

Black Label Society - Doom Crew Inc. (2021)

 


Ten sam w sumie, poniekąd od pierwszego albumu odgrzewany kotlet, który do momentu wydania Mafii w roku 2005, był na tyle dobrze doprawiany brzmieniowymi, aranżacyjnymi wprawkami i żarem wykonania, że to co w zasadzie podobne, a nawet bliźniacze, potrafiło się od siebie odróżnić. Jeszcze dwa kolejne albumy (Shot to Hell i Order of the Black) mogą być podciągnięte pod fazę wzrostową i szczególnie do pierwszego z nich mam sentyment wielki. Lecz później, kiedy wręcz sam siebie przekonywałem, że Grimmest Hits i trochę mniej Catacombs of the Black Vatican jest w zasadzie tak dobry jak każdy je poprzedzający, to podświadomie czułem, że nie ma już nadziei dla ekipy prowadzonej przez brodatego Jankesa i przyjdzie niewątpliwie taki moment, kiedy powiem dość! Dziś następuje przełom - wystarczy kredytu zaufania, który zakładał, iż muzyce tworzonej przez Zakka Wylde'a zastrzyk świeżości zostanie zaaplikowany. Nie może bowiem BLS stawać w jednym rzędzie z AC/DC czy Motörhead i nagrywać wciąż to samo, mając zagwarantowane iż zostanie to przyjęte zawsze z gigantycznym entuzjazmem przez zagorzałego fana. Wróć, może i nic nie stoi na przeszkodzie, aby BLS trwał przez kolejne lata z grupą oddanych maniaków i oni nie mieli pretensji o stagnację, a nawet wstecznictwo. Jednak jak mnie takie miałkie mielenie z Doom Crew Inc. nie wzrusza, to aby pozostać wciąż związanym z krążkami jakie wywołują u mnie pozytywne emocje, trzeba radykalną decyzję podjąć i już nie zacierać ich wrażenia bieżącą sromotą. Bo ja chwalić chciałem, źle się nie nastawiałem i kilka fragmentów z najnowszego longa mnie tak mini mini na plus zaskoczyło, lecz większość materiału brzmi tak ospale i nijako że litości. W śpiewie Zakka nie ma ani mocy, ani entuzjazmu, a to próżne do mikrofonu mamrotanie i riffy ciągnące się niemożebnie wypełniające proste/przewidywalne konstrukcje sprawiają, iż nie przysypiam z nudów, ale wręcz życia mi się odechciewa. A to nie jest przecież żadna stylistyka dołująca, tylko hard rock siarczysty co ma napędu dostarczyć, a nie resztek napędu pozbawiać. Stąd zamiast się męczyć po raz piąty, tego piątego odsłuchu sobie nie zaaplikuje. Wrócę jednak do starszych rzeczy i nie ma obaw, jak Zakk nagra łebską płytę komplementów nie będę szczędził. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj