wtorek, 7 grudnia 2021

The Last Duel / Ostatni pojedynek (2021) - Ridley Scott

 


Na wstępie zaznaczę, iż ogromnie oczy moje się radują, widząc tak wyborną realizację lokacyjno-scenograficzną i z tego miejsca swój od lat niezachwiany szacunek dla fachowego oka Ridley’a Scotta wyrażam. Bywały tymczasem w wieloletniej historii pracy nestora reżyserii przypadki, że za wyśmienitą stroną wizualną, nie do końca ekscytująco prowadzona historia stała i być może za dużo niewątpliwy mistrz władania filmowym orężem w swojej karierze prób praktycznych raczył podejmować. Na szczęście nie przydarzały się klęski totalne - obrazy, które radykalnie na moment jego status reżyserski obniżały. W tym roku także obfitością mnie obdarowuje, bowiem dziś Ostatni pojedynek mam przyjemność poddać rozważnej ocenie, a za czas już niedługi Dom Guccich poddam mniej lub bardziej wnikliwej analizie. Jak ten drugi z wymienionych się udał - już jakieś niepokojące sygnały do mnie dotarły. Jednako rzecz oczywista, dopiero gdy sam będę miał sposobność z tematem się zapoznać, to absolutnie we własnym sumieniu prawdę subiektywną przepracuję i nie omieszkam podzielić się jej wynikami. Jak natomiast wyszedł epos rycerski, już teraz wartko donoszę. Wyszło zacnie, w szczególe zarówno odnoszącym się do wizualnego efektu, jak i najbardziej do historii bogatej w niuanse i subtelności oraz w stosunku do przyjętej konwencji tejże historii widzowi przekazania i objaśniania. Historia jest zajmująca i ze względu na mnogość detali pomiędzy wierszami i nazbyt śpieszne, krótkimi scenami w powtarzalnym rytmie prześlizgiwanie się przez rozbudowaną fabułę, wciąż pomimo to przejrzysta i z racji z trzech perspektyw narracji, nie wymagająca dopisywania faktów z marginesu wyczytywanych. Nie jest także aż tak niemożebnie dokuczliwe, to bardzo wartkimi ujęciami widza karmienie i nawet ekspozycja, bez obecności myślę mimo wszystko dla dobra estetycznego koniecznych dłuższych fragmentów (przyjęta formuła perspektywy spojrzenia i śledzenia nie zdołała tego zapewnić), nie odbierała ochoty na obserwację męskiej rywalizacji o zaszczyty, honor, władzę i fundamentalną w scenariuszu kwestię męskiej dominacji nad kobiecymi walorami. Pomiędzy dwoma druhami konfrontacji i kulminacyjnego brutalnego znieważenia białogłowy, które doprowadzi finalnie do efektownego pojedynku na ubitej ziemi. Skupionym bowiem raczy być Scott nie na tanim kuglarstwie, a na solidnym rzemiośle, które zręcznie praktykowane, także szlachetny efekt potrafi osiągnąć i emocji wzniosłego przeżywania nie szczędzić.

P.S. A inaczej, a wprost - bez wydziwiania. :) Ogromne przeżycie - wzruszenie i poruszenie szczególne, kiedy opowieść systematycznie nabiera rumieńców. Wielki film, godny porównań z największymi dziełami gatunku. Sceny brutalnych walk bitewnych to bardzo sugestywne doznania, kiedy szczęk żelaza, gruchot łamanych kości i rozbryzgi krwi na ekranie dominują. Finałowy pojedynek spostrzegam natomiast, jako wręcz operatorski i montażowy majstersztyk. Zapierający dech pokaz kunsztu na wielu płaszczyznach filmowej sztuki. To technicznie, a merytorycznie? Role społeczne jako konstrukty czasu i okoliczności - powiązane z poziomem wiedzy oraz potrzebą pielęgnowania poczucia władzy i dominacji. Krytyka ekstremalnego patriarchatu i kobiety jako milczące ofiary, bądź ofiary stanowczego forsowania prawdy. Bardzo inspirujący temat, można by napisać że też współcześnie zaskakująco aktualny. Jednak na czoło wysuwa się jeszcze inny wniosek. Wniosek którego bym się z jednej strony nie spodziewał, a z drugiej jest on logicznie wytłumaczalny. Stwierdzam (uwaga!), iż Ben Affleck trafnie obsadzony, potrafi sobie na pochwały zasłużyć. Chociaż nie na taką lawinę komplementów jak pięknowłosa Jodie Comer!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj