niedziela, 5 grudnia 2021

The Lurking Fear - Death, Madness, Horror, Decay (2021)

 

Tak się cieszę, tak się bardzo donieść spieszę, że dwójka The Lurking Fear jest jeszcze bardziej przekonująca od jedynki i tym samym pobudzone zostało we mnie skojarzenie, iż to sytuacja bliźniaczo podobna do tej, której bohaterem niedawno był inny „gwiazdorski” skład. Reluctant Hero formacji Killer Be Killed mam na myśli i w takim oto sensie, że dalekim od stylistycznych podobieństw, a bliskim w istocie sprowadzonej do zawarcia w kompozycjach kontynuacji stylistyki z debiutu, lecz z jeszcze obfitszym wyeksponowaniem znamion wyrazistości, atrakcyjnie ożenionej z chwytliwością motywów i tematów. Cechy powyżej nadmienione, czynią galopadę The Lurking Fear znacząco bardziej przystępną, ale i ciekawszą, bowiem urozmaiconą niezbędnym w szwedzkim brzmieniu groove’m i co lubię bardzo, klasycznym akcentowaniem brzmieniem talerzy. Kręci mnie więc jako fana solidnie, takie akurat masywne thrash-deathowe okładanie mięsistym riffem i perkusyjnym cykaniem. Bardziej mimo wszystko wściekłe niż epickie, gdyż oprócz korzystania z monumentalnych zwolnień i melodycznej ornamentyki, to w zasadzie emblematyczne skandynawskie chłostanie. Przede wszystkim jednak obcowanie z drugim materiałem ekipy stworzonej z rozpoznawalnych w metalowym środowisku nazwisk, to intensywne dźwiękowe doznanie, podbite kapitalnym mrocznym nastrojem dla balansu i równowagi. Debiut jak pamiętam (a przypominam sobie ostatnio Out of the Voiceless Grave często) grzeszył przykładnie nie tylko deathowym „bluźnierstwem”, ale też niestety jednowymiarowością, w podobieństwie poszczególnych kompozycji dostrzegalną. Death, Madness, Horror, Decay grzeszy już tylko tym, czego po zdeklarowanych grzesznikach mogłem oczekiwać. :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj