sobota, 9 listopada 2024

Cisza nocna (2024) - Bartosz M. Kowalski



Horror metaforyczny to ja lubię, a wpis mało euforyczny, zatem! Na ekranie finałowo jak się okazało Maciej Damięcki, a u jego boku niczym towarzyszący mu w ostatniej drodze Zdzisław Wardejn, Włodzimierz Press i Anna Nehrebecka. Obsada zacna, pomysł na film (koszmar człowieka zbliżającego się do mety) również, ale pomimo prób rozemocjonowania i uatrakcyjnienia (na przykład dobra scena alkoholowej imprezy emerytów), to wyszło płasko, a kluczowy portret głównego bohatera oraz jego otoczenia na ostatniej prostej, mimo że empatyczny i oddający zapewne prawdę o polskiej starości, tylko połowicznie emocjonalnie oddziałujący. Być może zabiegi wizualne za daleko posunięte i autentyczność odbierające z rozmachem użyte filtry przesadne, tak jak włączenie konwencji horroru fantasy sprowadzające naprawdę bardzo dobrą psychologicznie kreację Damięckiego, do poziomu postaci przypominającej gnoma baśniowego, w ujęciu raczej odpychającym. Nie mówiąc już o tych strasznie banalnych stworach-potworach, których myślę w okropnie przestylizowanej formie udział dość wątpliwy, nawet jeśli miałyby w istotnym celu "personifikować" lęki. Z jednej strony fajnie że jest ktoś taki, kto robi u nas kino raczej niepraktykowane, ale to kino Kowalskiego zdaje się być najzwyczajniej zbytnio wtórne wobec trendów hollywoodzkich. Może i nasze kino cierpi na nadmiar realistycznej smutku i goryczy, tak jak równolegle brak mu zapierającej dech w piersiach oryginalności i to fakt że Cisza nocna się wyróżnia, jednak w moim przekonaniu jest to oryginalność kompletnie bez czucia estetycznie przekonującej głębi. Jest ona taka zastępcza - siłowa! Wyszło raz tandetnie, raz ambitnie. Chwilami mnie bolały oczy i uszy, a momentami bolało mnie po ludzku serce. Jak opuszczałem kino, pomyślałem sobie, że może Kowalskiemu chodziło by obrzydzić mi starość. Jeśli tu miał się kryć ten lęk, to przyznaję że ekstremalnie mnie jej obliczem przestraszył.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj