czwartek, 7 listopada 2024

Conclave / Konklawe (2024) - Edward Berger

 

Co się działo w Las Vegas zostaje w Las Vegas, a że tajemnica Konklawe to ściśle strzeżone wydarzenie, pod ochroną najbardziej skrupulatnych i majętnych żołnierzy Pana Boga, to nawet dziennikarstwo szpiegowskie ma ogromne trudności w zajrzeniu do jądra rytuału. Zakładam więc że większość z tego co Edward Berger pokazał, to nic innego jak domniemania oparte jednak zapewne na dostępnych częściowo dla świeckich dokumentach określających procedury i być może jakichś watykańskich przeciekach. Zatem oglądałem spektakl formalnie o podbudowie zasadniczo rzeczywistości, ale naturalnie scenariusz to już tylko i wyłącznie filmowa fikcja, co wnioskowałem w trakcie seansu rzecz jasna po narastaniu i odliczaniu książkowym, dokładanych systematycznie komplikacji o charakterze moralnym, a innymi słowy o charakterze wyraźnej poprawności politycznej. Kiedy natomiast zasięgnąłem języka z neta, to okazało się iż film Bergera jest dosłowna adaptacją powieści człowieka odpowiedzialnego za fundament przykładowo Autora Widmo czy Oficera i Szpiega (oczywiście jeden i drugi Polańskiego), co w rzeczy samej wyjaśnia skąd odczucie oglądania rasowo napisanego thrillera. To jest zdecydowana zaleta Konklawe, że nie ma możliwości aby nie dać się wkręcić w konkretną intrygę, jaka żyć mogłaby także w innym środowisku gdzie ambicje typów walczących o stołki przywódcze i do odniesienia sukcesu konieczne w takich okolicznościach o niskich walorach moralnych zagrania. Zatem jasne, iż nic co ludzkie nie jest i obce kardynalstwu, ale jednak oszczędzono tutaj majestatowi Kościoła ekstremalnego wstydu i raczej o kwestiach brutalnych w środowisku wspomniano z obowiązku, gdzieś w tle zachowawczo. Więcej o konflikcie dwóch podstawowych skrajnych frakcji doktrynalnych konserwatystów i umiarkowanych postępowców, a zwycięstwo po stronie najzwyczajniej najbardziej mało wiarygodnej, bo kompletnie w każdej wojnie poglądów zmarginalizowanego praktycznego działania dla dobra ludzi, bez zabiegania o zaszczyty. Stąd ta fikcja maksymalna i idealizowanie wyraźne, być może w intencji autorskiej symboliczne, ale i naiwnie niestety marzycielskie. Film jednak pozostawia bardzo dobre wrażenie, bowiem od strony technicznej jest wyprodukowany perfekcyjnie, a doskonale współgrająca i pielęgnująca klimat muzyka oraz artystyczne detale w postaci monumentalnych ujęć przestrzeni i w przestrzeni postaci to prawdziwe perełki, gdy też równorzędnie aktorstwo jest fantastyczne, a nazwiska z pierwszej ligi zasłużonych i niejednokrotnie docenianych myślę dźwignęłyby też ciężar odpowiedzialności, gdyby czegoś warsztatowej stronie realizacyjnej jednak brakło. Donoszę i potwierdzam stanowczo, że nic jednak nie brakuje stronie wizualno-aktorskiej, a dodatkowo możliwość zajrzenia za opieczętowane drzwi i jakby jednak źle nie oceniać obecnej kondycji instytucji, to elegancja i perfekcja samego rytuału robi wrażenie. Piszę to ja - szczery admirator szlachetnego porządku i tak naprawdę nigdy nie zaciekle motywowany krytyk religii, tylko świadomy komentator, a może aspirujący recenzent wartości kościelnej instytucji, w tej bizantyjsko zepsutej formule. 

P.S. Nad czynami lubieżnymi pasterzy-żołnierzy w tym miejscu spuszczam zasłonę milczenia, bowiem od reakcji powinny być odpowiednie nieprzekupne służby. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj