piątek, 13 czerwca 2025

Katatonia - Nightmares as Extensions of the Waking State (2025)

 

W Katatonii poważne zmiany. Bez współ-główno-dowodzącego wraz z Jonasem Renske Anders Nyströma pseudonim swego czasu Blakkheim powstał nowy album i przyniósł z początku, po pierwszym moim odsłuchu konsternację, że oto po bardzo dobrze wchodzącym w uszy i głowę Sky Void nagrali krążek przez jaki może z trudem to nie przebrnąłem, ale dość opornie mi się kompozycje z niego w całość z osobna i razem układają, więc pisząc te słowa zaledwie kilka dni po premierze, gdy brakuje jeszcze czasu na wystarczające myślę wątków poskładanie, to mogę na jego kształt i tym samym wartość lekko nosem kręcić. Nie wykluczam bowiem, że postawienie na ciężar i mrok gotycki kosztem związku z melodyjną transową aurą, może spowodować iż poszczególne składowe utworów tak na otwarcie, jak i nawet z czasem nie stworzą spójnej formy. Stanie się wówczas to czego nieco się obawiam, a mianowicie uznam Nightmares as Extensions of the Waking State za album pozbawiony sznytu uwodzicielskiego i być może spodoba mi się jedynie jako intrygująca rzecz, która uparcie może będę zgłębiał, wierząc że to niemożliwe iżby tak doświadczeni aranżacyjnie twórcy zespołowi, stracili swoje ciemne, ale przebojowe jednak moce aranżacyjne. Czyżby tak się stało bowiem zabrakło rzeczonego Balkkheima i w sumie jako jedyny głównie odpowiedzialnym za kształt muzyki ostał się wiecznie skwaszony, choć zapewne sympatyczny przekornie Lord Seth. Na ten moment Nightmares as Extensions of the Waking State brakuje pewnego charakterystycznego dotyku finezji i subtelnych, przynoszących ukojenie momentów, takich jakie jeszcze udało mi się usłyszeć na przykład na promującym album singlu Lilac, ale w większej ilości to tylko pojawiają się one bardzo z rzadka. Nowe zapewne otwarcie jest zdecydowanie trudniejsze do zaakceptowania, gdy więcej ostatnio w Katatonii było odprężenia niż depresyjnego ciśnienia, a "Koszmary jako rozszerzenie stanu czuwania" przynoszą jedynie duży ciężar związany z bólem i cierpieniem, a ja nie pamiętam kiedy ostatnio tak mało po kilku dniach intrygujących cech w kawałkach Katatonii wyczułem. To nie jest póki co słaba płyta, bo póki co ona jeszcze w mojej głowie być może nie nabrała ostatecznego kształtu. Wierze więc słucham - licząc na olśnienie, wszak miewałem nierzadko do czynienia z płytami, które długo nie prądziły, ale jednak zatrybiły by zaprądzić. :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj