Za ciosem bardzo Was proszę! Podążam za impulsem, gdyż kręcą się od dni kilku u mnie albumy Hey na potęgę i póki jest materiał analityczno-refleksyjny to należy się nim dzielić, by nie zapomnieć, a dokładnie móc sobie odczucia za jakiś czas przypomnieć, gdy odtworzy się w głowie tekst wystukany w klawiaturze. [sic!] startuje z kopa bardzo gitarowym impetem, a samo brzmienie aż zdaje się przesadnie podkręcone, ale to w sumie tylko wejście na ostro z riffem z kategorii konkrecik, bowiem dalej jedziemy na basowym szkielecie wyrazistym, perka klepie tak że czuje się ze klepie, a gitarki wycinają fajne motywy (kawałek tytułowy, Cisza, ja i czas itd. dalej w sumie), choć moment oddechu przychodzi dość szybko gdy wpływa Romans petitem - piękny, bo nie tylko błyskotliwie inteligentny tekst, czy mój ulubiony lirycznie i pod względem wystukiwania rytmu Prelud deszczowy, zaraz przełamany bardzo klasycznie w klimacie Hey(a) wiosłowanym i zrazu klimatem głębszym podszyty Mikomoto - król pereł czy numer/cover ale brzmiący bardzo tak jak bardzo brzmieć klasycznie po swojemu gdy ma ochotę potrafi Hey (linie wokalne Kaśki). Jednak najlepsze co kryje się na szóstym krążku (jednym z najlepszym w ogóle), to Z rejsetru strasznych snów - numer z wielu względów przeszywający i hipnotyzujący, ale najbardziej z powodu tego jak go interpretuje Nosowska wchodząc w ten półszeptany motyw. Kawałek który wciąga, a wręcz zasysa i rośnie, a na finał proponuje nie tylko Kaśki chrypkę w najlepszym stylu, ale i wioseł niezwykłe harmonie - zostając z człowiekiem po ucichnięciu pisków, sprzęgnięć. Byłbym jednako nie w stu procentach uczciwy gdybym natychmiast nie dodał, iż może ulubionym wymieniony, ale najbardziej wyróżniającym to wiadomka - Cudzoziemka w raju kobiet - Pan wygrał bon, a Pani Fiat! Taki vibe, pomysł koncepcyjny level mistrz, kontynuowany nie mniej oryginalną i jeszcze odleglejszą od gitarowej szorstkości Fotografią. [sic!] posiada to coś, zresztą to coś co zawsze skłania do pochylenia się nad albumem Hey nie wyłącznie jako rozrywką muzyczną, a oczywiście mam na myśli tak doskonałe obserwacyjne, publicystyczne spojrzenia obudowane niepodrabialnym stylem lirycznym, ale też bardziej osobistymi, intymnymi tekstami (Dolly) i korzystaniem z gigantycznej wyobraźni w kwestii instrumentalnej. Sztosiwo i tyle!
P.S. Nie ma powodu by to czego zaindeksowanego nie wymieniłem, nie zasługiwało na uwagę. To czego nie wymieniłem też na nią zasługuje - kto zna i rozumie wie, że wybór najlepszego z najlepszych jest tak kwestią subiektywną związaną z gustami, jak i chwilami, nastrojami powiązanego momentu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz