Uparty zdeterminowany Mads na Jutlandii wrzosowiskach, czyli jak dziką ziemię okiełznać i ugór zamienić w bazowo żyzną glebę na której posadzi się odporne ziemniaki, gdy szlachetnie urodzony sadysta oponent robi wszystko aby z terenu przywłaszczonego upartego i zdeterminowanego Madsa się pozbyć. Podłe pudrowane kukiełki vs. zahartowany Pan Kapitan, przebijający się na wyższe szczeble w walce o obiecany tytuł szlachecki i przy okazji, chwilowe ambicjonalne takie damsko-męskie sprawy. Brzmi prawda całkiem interesująco, lecz w odbiorze jest jakieś takie kwadratowe, niezbyt finezyjnie zrealizowane. Ociosane bez przekonania, obrobione unikając polotu, pozbawione indywidualnego sznytu, tak bardzo poprawne, że aż przez większość czasu nużące. Dramaturgia też niby się z wnętrza przed scenę przebija, ale jej charakterystyka ascetyczna, banalnie jednowymiarowa, że nawet aktorstwo przyzwoite nie pomaga - a może szkopuł tkwi w tym, iż casting w punkt nie wstrzelony i wyrazistość wszystkich postaci tym samym w procesie przedprodukcji już położona. Jedyne plusy daję za pejzażowy obraz surowych przestrzeni kamerą centralnie ustawioną uchwycony oraz w przekonujący, pomimo wspomnianego (nawet w wypadku wynoszonego zawsze pod niebiosa Madsa) aktorstwa szablonowego, sposób sprzedania postaci i zaangażowania mnie widza do kibicowania bohaterowi i jego szalonej idei. Dziwne, raczej się bardzo dobrze o tym tytule w necie pisze, a ja zgłaszam tutaj około pięćdziesięcioprocentowy sprzeciw, bo tak to czuję że na nic szczególnego nie patrzyłem, tylko sam finał niczym z tragedii antycznej konkretny, bez względu iż ostatecznie kurtyna z hollywoodzkim happy endem i tak spada - dziecko jest bezpieczne, ziemniaki obrodziły, kozy mają się dobrze i kury się obficie niosą. Nie mówię w sumie nie i nie mówię tak - ale też i jak wahadełko na którąś ze stron co chwila się nie przechylam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz