środa, 8 stycznia 2025

Obscure Sphinx - Anaesthetic Inhalation Ritual (2011)

 

Staje w obliczu prawdy i przyznaję się, iż gdy debiut Obscure Sphinx się pojawił, to ja go świadomie zignorowałem, bo istniały może nie przeciwskazania, ale sytuacja niekoniecznie sprzyjała aby w mroczny, posępny i dołujący ciężarem polski doom-sludge-post metal się wciągać. Obecnie już w OS wkręcony i rozkminiający od przedwczoraj bodajże po latach wydaną nową świetną epkę, przygotowując się jednocześnie do możliwego gigu warszawian w towarzystwie zmartwychwstałego pod skorygowanym szyldem Blindead, "wróciłem" do Anaesthetic Inhalation Ritual i jestem pod gigantycznym wrażeniem, szczególnie gdy z indeksu, jako drugi wchodzi Nastiez. Tym bardziej że wprowadzający go, startowy Air świetnie grunt przygotowuje i basowe otwarcie Nastiez (dalej kojarzące się użytym motywem z najbardziej znanym albumem Pink Floyd), czyni początek krążka wręcz wybitnym. Gniecie potwornie, poszturchuje, szarpie riffem, a kiedy ryknie Wielebna, to już z automatu wchodzimy na poziom komplementami zasypywania. Jej głos-udział, to nie tylko przecież partie growlu, ale fajna czysta barwa, której używa niezwykle świadomie, z indywidualnym charakterem. Do końca trwa ciągła przemiana wokalna, a instrumentaliści nie poprzestają na zwykłej powtarzalności (szczególnie chora partia od połowy Bleed in Me, Pt. 2), co jest w gatunku sytuacją nie zawsze oczywistą, kiedy aranże często bywają szablonowo zachowawcze i też trudno pośród łączonych dźwięków jakąś spójną piosenkową w cudzysłowiu strukturę wyłowić. Anaesthetic Inhalation Ritual jest w tym względzie inne, bowiem każdy numer to złożona, często progresywna, czy opierająca się na charakterystyce Lo-Fi, rzadziej jednak nieposkromiona, zachowująca piosenkową filozofię forma. Kiedy też należy to ona podbijana wielotonowym ciężarem, na zasadzie - jest mocno ale przesuwamy granice i jeszcze dociążamy, a Wielebna raz ciężar głosem ulotnym równoważy, by za moment zdzierać gardło do oporu. Dzięki temu też album absolutnie nie ma momentów przestoju czy takich które w słowniku recenzenta określone są wypełniaczami. Zwyczajnie ekipa posiada dar kapitalnego scalania fraz i wątków - pisania co najmniej bardzo dobrych, a najczęściej doskonałych kompozycji. AIR to nomen omen powietrze - tlen ożywczy dostarczony polskiej scenie, a ja głupi się nim w odpowiednim czasie nie zaciągałem!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj