czwartek, 10 września 2015

Fear Factory - Genexus (2015)




Słuchałem już kilkunastokrotnie nowego Fear Factory i pewność zyskałem, że ekipa Burtona i Dino od kilku ładnych lat to specjaliści od odliczania do dwóch. Znaczy co drugi ich album można brać w ciemno - były marne Transgression i The Industrialist oraz kapitalne Archetype i Mechanize. Teraz przyszła pora na Genexus i to jest ta pierwsza liga (w sensie jakości), choć prawdę mówiąc niczym nie zaskakują tylko w klasyczny dla siebie sposób łączą agresje, mechaniczny puls z chwytliwością. Jest często wręcz nadto przebojowo ale i rozwiązania stosowane na swój sposób intrygują, będąc paradoksalnie i jednoznacznie w zaimpregnowanym stylu osadzone. Dzisiaj Fear Factory to taki sztandarowy przykład wizjonerów z lat dziewięćdziesiątych którzy w jednym miejscu i jednej tematyce się zafiksowali. Zahibernowani na wysokości przełomu Demanufacture i Obsolete tylko kosmetyczne zmiany w dźwiękową fakturę wprowadzając. Genexus to taka przemyślana i racjonalna hybryda istotnych cech każdej z tych płyt co uznanie im przyniosły. Umiarkowanie według algorytmu to przepis na względny sukces i utrzymanie się w czołówce legend, które pomimo różnych przetasowań w składzie i perypetii z funkcjonowaniem grupy związanych nadal pośród liczących się nazw swoje miejsce odnajdują. Innymi słowy kompromis dominuje, a względny entuzjazm raczej doświadczeniem jest podyktowany. Lirycznie także bez ruchów innowacyjnych, znaczy człowiek-maszyna i konotacje wszelkie związane z relacją na tej linii, stąd większego niźli pobieżnego sprawdzenia o co, po co i dlaczego zainteresowania we mnie nie pobudzili. Słucham zatem najnowszej produkcji sygnowanej nazwą Fear Factory i cieszę się z profesjonalnej roboty jaką ekipa wykonała, a mam tylko jedną wyraźną pretensję. Ona z obrazem z frontu związana, bo to co na okładce się pojawia tak nieznośnie zlewa się z tym co na Mechanize i poprzedniczce było, iż pytanie sobie zaczynam zadawać czy ten maszynowy puls z muzyki na produkcję seryjną względem grafik już na stałe się nie przełożył. Błagam o odrobinę finezji i przewietrzenie plastycznej formy.

2 komentarze:

  1. Dla mnie to niestety jedno wielkie odgrzewanie kotletów... Obok nowego Soulfly'a największe rozczarowanie tego roku....:(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Drugie życie kotleta, a mnie on smakuje. Widocznie niewybredny jestem, żaden ze mnie francuski piesek. ;) :) Jak Dino zacznie pieprzyć głupoty jak Max to koniec z tą moją wyrozumiałością! ;)

      Usuń

Drukuj