sobota, 19 października 2019

Ciemno, prawie noc (2019) - Borys Lankosz




Bezdyskusyjnie duży plus (dodatni) za zdjęcia i całkiem spory (równie dodatni ;)) za klimat, który świetne operatorskie oko Marcina Koszałki kreuje (na zawsze mam wtłoczone w pamięć, że to ten sam człowiek z krótkometrażowego dokumentu Takiego pięknego syna urodziłam). Ponadto wyraźny plus za ten surowy depresyjny charakter i poprawną grę aktorską - nie wiem jednak czy oddającą autentyzm rozpisanych postaci jeden do jednego, ale to co się w mój łeb jako wartość wryło, to jedynie zasługa Koszałki i właśnie obsady. Te wszystkie żyjące w biedzie i beznadziei, na granicy lub w głębokiej patologii postaci (Roma Gąsiorowska i popielniczka z lalki Barbie level master) miały swoją siłę oddziaływania, ale i z drugiej mańki liczne też zbytnio kozaczyły karykaturalną pozą (faworyta nie mam, bo konkurencja bogata była)  – z pewnością na wyraźne życzenie reżysera i pod dyktando scenariusza na podstawie powieści Joanny Bator. Natomiast jako kwestie względnie dyskusyjną (stąd może być to plus ujemny, lub minus dodatni) rozpatrywać należy to wszystko, co spowodowało że najnowszy film Lankosza zebrał dość krytyczne, a na pewno niespodziewane mało entuzjastycznie opinie. Całe to horrorowate naznaczenie, oniryczna baśniowość kojarząca się dzięki dobrej woli z największym dziełem Guillermo Del Toro, czy ukierunkowanie na kryminał skandynawski ma swój urok, ale tylko teoretycznie, bowiem Lankosz (a może już Bator) mocno przeszarżował z natłokiem wątków i ekspozycją mocno kontrowersyjnych scen. Co rzuciło się jeszcze w oczy i przyniosło skojarzenia podczas strasznie ciężkiego i od połowy śmiertelnie nużącego seansu? Tej intensywnie stylizowanej, zeschizowanej groteskowo niestety i brutalnie surowej historii, to w zasadzie tylko charakterystyczne dla stylu Lankosza filmowanie w kierunku teatralnego Rewersu. Wyszło właśnie tak pod zamysł spektaklu odegranego w szerszych lokacjach wychodzących poza kameralne cztery ściany. Itd... itp.... A na maksa wprost - ludzie jak to Lankosz spieprzył! Albo zwyczajnie zrobił człowiek, co zrobić mógł z tak potwornie przeszarżowaną fabułą. 

P.S. Nie wiem (mam opory by się jeszcze jedną myślą podzielić) - może strasznie błądzę i na gniew koneserów polskiego kina się narażę, ale dostrzegam tutaj, może nie inspiracje merytoryczną, ale jakieś w ogólnej wizualnej formule (te barwy neonowe) nawiązanie do klasyki spod znaku Sanatorium pod klepsydrą. Wykrztusiłem i teraz mam stracha!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj