Swoisty rekord pobiłem właśnie, gdyż Bestia przeze mnie „napoczęta” została już gruby miesiąc temu, a seans "skończony" właśnie dzisiaj i przez ten czas pomiędzy, ani razu o kontynuacji nie pomyślałem, bowiem prozaicznie tytuł z pamięci na ten czas wyciąłem. Aby się dowiedzieć o czym on i kogo przemyślenia interpretuje oraz po co to czyni, odsyłam po wiedzę zasadniczą do licznych baz informacyjnych - sam przechodzę tymczasem do zwięzłego podsumowania, że to doświadczenie intrygujące tylko u podstaw, skomplikowane w rozwinięciu i niestety nużące w realizacji. Jest w nim rozmach w mnóstwie deklarowanej treści ale nie przekłada się on na utrzymywanie zainteresowania, jak podobnie mocno egzaltowana gra aktorska nie wzbudza u mnie przekonania o obcowaniu z żyjącą dramaturgią warsztatową perełką oraz ogólnie inspirującą do wzniosłych odruchów kulturą bardzo wysoką. Dwie i pół godziny produkcji, która przecież ma wiele do powiedzenia, bowiem fundament literacki to nie napychanie watą kolejnych stron, ale sprzedane jest to przez reżysera bez większej ikry i być może przekonania, bo projekt robi wrażenie miast pęczniejącego w człowieku, to rozdrabniającego się i nadmiernie przyciężkawego intelektualne, by najzwyczajniej choć na poziomie wyższym od poprawnego ekscytować. Nieprzekonany i zmęczony, być może kompletnie niewrażliwy na taką formę, wreszcie pozbawiony chęci doszukiwania się w tej narracji esencji, ja się poddałem i przyznaję poprzeskakiwałem trochę przewijając, co ostatecznie odebrało prawo Bestii do mnie urobienia, a mnie jednak opartego na pełnym wglądzie Bestii oceniania.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz