Japończycy potrafią w dobro i potrafią w pokorę. W postawie nakierowanej ku naturze, ale i wobec ludzi mogą stanowić wzorzec do naśladowania, więc sportretowane przez Ryûsuke Hamaguchi okoliczności miejsca oraz relacji z przyrodą i interakcji z człowiekiem są wyborem modelowym, także znaczącym z punktu widzenia czasu, w jakim dochodzi do największych przemian we wspomnianym szerszym kontekście czy obrębie. Reżyser głośnego Drive My Car w niemalże baśniowym klimacie ukazuje kontrast między światem tradycji w związku z naturą i nowoczesności prącej do przodu, jaka tą kulturową i emocjonalno-egzystencjalną rzeczywistość narusza - ryzykując zniszczenie tejże kruchej przecież harmonii. Proekologiczne postawy i kino z prawdziwej troski opanowują ekran - zachowania nie wynikające z ideologicznego nakręcenia, stąd jego wymowa i przesłanie wybrzmiewa autentycznie i mocno, bo płynie z serca, nie z trendowych emocji czy zimnego rozsądku, bez względu jakby rozsądku zdrowego. Dlatego też obserwacja urabiania miejscowej społeczności przez dysponujących kapitałem przedstawicielami korpo ofensywy od początku zdaje się skazana w fabule na porażkę i nie zaskakuje iż jedyne co się udaje, to paradoksalnie, poniekąd przejąć i poczuć intruzom co człowiekowi daje zanurzony w prostocie i równowadze styl życia. Filozofii świadomej, uważnej, w zgodzie ze sobą i najbliższym środowiskiem, a w wymiarze opowieści popartej obrazem piękny, stonowany film o harmonii, w lokalnym uniwersum, w którym naprawdę zło nie istnieje. Poruszają ponadto dla znakomitego efektu wyobraźnie i estetycznie pieszczą tutaj muzyczne pejzaże, urocze slow-flow zdjęcia, ujęcia, obłędne kolorystycznie lokacje przyrodnicze kontrastujące z mechanicznym ruchem tokijskiej metropolii, a jako klamra działa sugestywnie jedna z bardziej niezwykłych symbolicznie scen finałowych. Scena nie najprostsza do interpretacji, ale scena czysta poezja, w najczystszej postaci piękna, choć naznaczona tragedią.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz