Piątek, 12 grudnia, godzina 14:33, hotelowe spotkanie pary kochanków. W tym miejscu zaczyna się historia kinowa która może nie z miejsca lecz w krótkim czasie przeszła do historii kina i miała na to kino wpływ wręcz rewolucyjny. Psychoza bowiem jak się powszechnie przyjęło wyrugowała z gatunku grozy stwory nadprzyrodzone, zastępując je potworem w ludzkiej skórze. Norman Bates mu jest i nawet jeśli przez pryzmat grubych latek jego natura psychopatyczna nie ma startu do kolejnych, najbardziej przerażających psycholi jacy przez ponad pół wieku od premiery ikonicznego dzieła Hitchcocka się pojawili, to jako archetyp takiegoż wciąż na szacunek pod względem chociażby protoplasty dla zwyroli zasługuje. Ponadto sam obraz robi wrażenie podkręconego kina klasy B i kiedy w kinach rządził, to publiczność oszalała, a krytyka jednak nosem, nie bez chyba powodu nieco kręciła. W zasadzie gdyby nie przełomowa konstrukcja - trzęsienie ziemi i dalej napięcie już tylko rośnie, a opowieść w międzyczasie dojrzewa oraz główna bohaterka w najbardziej kultowej scenie bodaj w kina popularnego kina zanim widz się obejrzy ginie, to raczej brakiem banalności, by ona nie grzeszyła. Siła Psychozy to akurat uważam nie mistrzowska realizacja, czy cokolwiek technicznie warsztatowego, tylko pomysł konstrukcyjny z kilkoma wręcz intuicjami reżyserskimi wybitnymi, gdzieś pomiędzy krótko, zwięźle i na temat. Bez zbędnej kombinacji, gdyż liczy się klimat, suspens ma kluczowe znaczenie oraz nie bez znaczenia, świetna strategia promocyjna zapewniająca wzbudzenie tak zainteresowania publiczności, jak przede wszystkim połechtania jej tam gdzie to łechtanie największe dreszcze powoduje. Psychol i psychoza, schizol i psychoza, schizofrenik i psychoza - dzisiaj już nie, ale wyobrażam sobie jaka te 65 lat temu mega groza!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz