Wszedłem w tym momencie na poważnie w temat nowej, z zaskoczenia wydanej płyty sygnowanej logo Puma Blue, która w zasadzie nie jest chyba albumem kontynuującym ewolucyjną drogę, a rodzajem pobocznego jednak pół-projektu w ramach cały czas inspirującej twórczej drogi Jacoba Allena. Pół-projektem, gdyż główna siła sprawcza Puma Blue rezygnuje tutaj z zespołowego charakteru muzyki na rzecz charakterystyki akustycznej, bądź quasi akustycznej, gdzie wiodącą rolę odgrywa bez prądu gitara tak samo często i gęsto plumkająca subtelnie, jak i brzdąkająca z charakterystycznym dźwiękiem wypuszczonym przed scenę, jaki wydaje to szorowanie po gryfie i odpowiednie strun szarpanie. Chcę tym samym dać do zrozumienia, iż wydawnictwo ukazujące się póki co wyłącznie w formacie streamingowym nastawione jest na penetrowanie mniej złożonych instrumentalnie terenów, na których jak czuję można odkryć paradoksalnie być może więcej niżby, gdyby przyozdabiać powstałe struktury bardziej skomplikowanymi aranżami - ubogacając z uzasadnionymi intencjami dodatkowo nimi zewnętrznie. Czuję bowiem, że antichamber broni się doskonale bez tych dodatkowych ingerencji, nie wiedząc jednocześnie czy aby bez nich o ostatniej dotychczasowej pełnej płycie mógłbym napisać to samo. One bardzo różne, ale w swoich kategoriach równie fascynujące i emocjonujące, a pisząc o tej nowszej właśnie, mam przekonanie, iż skupił się Jacob na najbardziej pierwotnym sposobie pisania piosenek, które zarazem mogłyby być w tej formie zarysem, punktem wyjściowym dla czegoś więcej, jak i równie bezproblemowo rezonują jako surowe formy, nie przepieszczone, jakbym to używając być może nieistniejącego słowa odkreślił. Nagrane w intymnych warunkach w okolicznościach i klimacie samotności, pozwalając się jak to autor stwierdził, jemu jej pochłonąć - czując nagły napływ intensywnej weny. Przemieniając się z prywatnej refleksji w (cytując) - "dzieło które uchwyciło ból tego czasu". Dzieło swobodne i do poziomu czystej esencji skompresowane zarazem, gdzie wspomniany akustyk pływa i akcentuje, a w tle nieśmiało falują elektroniczne tekstury, dające wraz z bolesnym, zaangażowanym wokalem Jacoba efekt dla autora terapeutyczny, a mnie odrobinę, mimo iż silnie wciągający, to jednak krępujący - gdyż tak mocno naładowany osobistymi, mrocznymi Jacoba tęsknotami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz