Klasyczny, tradycyjnie kinową ścieżką dystrybuowany, tylko odrobinę niegrzeczny thriller erotyczny - jaki czas miał bodaj najlepszy w latach dziewięćdziesiątych, a współcześnie raczej niewiele podobnych produkcji powstaje (proszę poprawcie mnie), bowiem nie wiem - reżyserzy się gatunku obawiają, a scenarzyści mało takich historii piszą, tudzież widz omija takie tematy? Nakręcony według sprawdzonych metod, za pomocą znanych, mało wysublimowanych technik oddziaływania aby w miarę wydajnie wciągać, zasysać w fabule i stosować na widzu sentymentalny chwyt w postaci mocno dziś już dojrzałych, a przed laty błyszczących w aurze sekswzorców, aktorki i aktora. Główną bohaterką fetyszystka, której trudno się pogodzić z upływającym czasem, więc korzysta z licznych zabiegów wyhamowujących proces nieodwołalnego starzenia, dopuszczając do lekko groteskowo wyglądających zmian fizycznych. Ponadto kobieta gorąca, z wysokim poziomem libido, a jeszcze w dodatku znudzona rytualną praktyką współżycia w obrębie wieloletniego związku, mimo że trudno uznać że jest zaniedbywana przez partnera. W tej roli nadal fizycznie atrakcyjna Nicole Kidman, wyglądająca obecnie jednak (pozwolę sobie wcisnąć poniekąd męski seksistowski wtręt) gorzej od Pameli Anderson, jaką w pełni okazałości mogłem również niedawno widzieć na dużym ekranie. Na pierwszym planie romans ognisty, bardzo psychologiczny, mimo że zmysły gigantycznie w relacji cielesnej płoną. W tle potęga korporacyjnej władzy w wymiarze podniecających zależności formalnych wymuszających poddawania się dominacji, przełamana prowokująco jednak siłą młodego magnetyzmu cielesnego i osobowością fascynacji, czy równie trafnie pisząc fascynacji cielesnością i magnetyzmu osobowościowego. Niezłe manipulacyjko typ macho z barytonowym głosem odwala i nieźle jest podatna na nie typiara, bowiem czuje prądy i nie jest najbardziej szczęśliwa z wysłużonym, choć zapewne nie jednej innej mogącym zawrócić w główce partnerem - Antonio Banderasik. Spodziewałem się szczerze pisząc więcej buduarowego ognia, a zobaczyłem niekoniecznie mocne erotycznie sceny, bardziej nawet wyraziste, sugestywne psychologicznie niż erotycznie bezpośrednie - co nie jest absolutnie wadą, a tylko moim rozminięciem się z oczekiwaniami. Może dlatego nie udałem się we wcześniejszym terminie ku sali kinowej, a poczekałem aż w kameralnym otoczeniu będę mógł sobie pozwolić na lekkie spłonięcie wypiekami. Gdybym wiedział że to kosmaty akt mniej fizycznie niegrzeczny, a bardziej psychologicznie rozbudowany, to bym oporom się nie musiał poddawać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz