Szok i niedowierzanie! Nie taki Kadavar dotychczas znałem - nie do takiej grupy miałem lekki dystans i niby lubiłem, ale się euforycznie nie zachwycałem. Bardzo dobra grupa, lecz bez błysku - czasem nazbyt dosłownie grająca poprawnie retro rockowo z elementem progresywnej psychodelii i sprzedającą swój dość archaiczny wizerunek bez ikry. Takie zarośnięte zawiasy w kubraczkach i futerkach (tak ich spostrzegałem) robiące swoje i skupiające się bardziej na naturalnym zaspokajaniu swoich potrzeb i gustów, niż zabiegających chociaż odrobinę o zwiększenie zasięgów poprzez uatrakcyjnienie przekazu. Wszystko albo prawie wszystko zmieniło się jednak właśnie teeeeeraz, gdy tym bardziej zaskakująco po ostatniej psychodeliczno-progresywnej współpracy z Elder i wczesnej albumie najbardziej staromodnie wyciszonym, a popełnionym w okresie wyhamowania pandemicznego, obecnie Kadavar decyduje się na nowe otwarcie, przewracając stolik przy którym dotychczas popijał wino i palił skręty. Zmienili Niemcy ciuszki na bardziej kolorowe, popracowali nad nowym (oczywiście odnoszącym się do wzorców z lat siedemdziesiątych, ale w ujęciu przełomu ejtisowego) "imidżem" - rozlali z kegi browarki do buszka i nagrali fajne, zdecydowanie mniej bezpretensjonalne numery, a ja patrzę dziś na nich i ich nutę, jak na swoistą hybrydę angielskiego Turbowolf i stonerowych sytuacji z okolic norweskiego Lonely Kamel, a w takim na przykład (nie tylko) Sunday Mornings ech wpływu - uwaga, brytyjsko-greckiego Foals. Podbicie hipnotyzująco-transowego stonerowego uderzenia, falą przyjemnego indie ciepła oraz dodatkową porcją barwnego (czasem też quasi beatlesowego, czy spoglądającego w stronę dokonań ELO) popu i zamiast gablot muzealnych w jakich spoczywają nudne, martwe eksponaty, dostałem całkiem świeże, a na stówę pobudzające spojrzenie na przepracowywane szczególnie od kilkunastu lat archiwalia muzyczne z rejonów przełomu lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych. Może I Just Want to Be a Sound nie jest krążkiem przed którego wizją przyklękam i bardziej stanowi intrygująca ciekawostkę zachęcającą do dobrej zabawy, niż przełom jaki szeroko wpłynie na scenę, bądź przynajmniej mocno napędzi karierę Niemiaszków, ale trudno mi nie dodać, że ekipa z Berlina nie napisała tym razem świetnych numerów, które żrą i na całego przewietrzają tą raczej dotychczas mało atrakcyjną, bowiem duszną, nieco nawet zatęchłą piwnicę. Ciekaw jestem dokąd ich ta mała barwna rewolucja zaprowadzi!
P.S. Chwale nutę, pochwalę jeszcze stylistykę teledysków, którymi intensywnie wzbogacili promocję I Just Want to Be a Sound.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz