środa, 10 grudnia 2014

Léon / Leon zawodowiec (1994) - Luc Besson




Labilna forma twórcza Luca Bessona, to współcześnie już norma - raz nagra przyzwoity w obiektywnej ocenie, a w moim subiektywnym przekonaniu bardzo dobry obraz jakim Lady (2011), by chwile później wyskoczyć za sprawą The Family (2013) oraz Lucy (2014) i zostać doszczętnie zruganym przez krytykę. Tak od dłuższego czasu nie jest w stanie poziomu utrzymać, miota się pośród skrajnych wartościowo projektów. Lata temu piął się jednak systematycznie na szczyt i w owym czasie nie przypuszczałbym, że wkrótce później zacznie tak rozmieniać się na drobne - bezrefleksyjnie nader często romansować z kinem (używając eufemizmu) niskich lotów. Ale szkoda czasu na utyskiwania, będzie teraz z entuzjazmem chwalone, w żadnym wypadku ganione. :) O niepodważalnym kulcie zdecydowałem się w kilku zdaniach napisać, gdyż postać Leona ikoną popkultury natychmiast została. Charakterystyczne atrybuty – lenonki, płaszcz, czapka, białe skarpetki i symboliczna roślinka dla której był w stanie życie zaryzykować. Prosty człowiek z przejrzystymi zasadami, ceniący lojalność, gotowy do największych poświęceń, poznający znaczenie prawdziwej przyjaźni i miłości. Postać z głębokiego tła, niemal jak cień niezauważalna dla ogółu społeczeństwa. Jego losy brutalnie przecięte spotkaniem ze zbyt szybko za sprawą środowiska i okoliczności dojrzewającym dzieciakiem oraz zimnym psychopatą/socjopatą. Jean Reno, Natalie Portman i Gary Oldman w kreacjach olśniewających na różne sposoby, bo kiedy Reno ciepłego, opiekuńczego, ale zarazem równie stanowczego Leona odgrywa, to młodziutka Portman w roli Matyldy swój naturalny talent z gracją prezentuje, a Oldman daje wirtuozerski koncert szaleństwa, obłąkania i ekstremalnego psychicznego sadyzmu. W tym trio kryje się porywająca siła, wspomagana wzruszającą i wstrząsającą historią, z sugestywną warstwą muzyczną i klimatem pełnym francuskiego liryzmu i sentymentalizmu. To używając najprostszych, po części banalnych określeń, PIĘKNY obraz, który kiedy gości u mnie na ekranie zawsze powoduje zwilgotnienie moich oczu. Jest naprawdę niewiele dzieł w historii kinematografii, które są w stanie do takiego stanu doprowadzić moją duszę. Nie ironizuję!

2 komentarze:

  1. Uwielbiam ten film. Zawsze, jak leci w TV zerkam tylko na moment i potem muszę obejrzeć do końca, bo nie dam rady się oderwać. Wersja reżyserska też ciekawa, chociaż nie dziwię się, że wycięto sceny, które wycięto, bo sama trochę nie wiedziałam, co o nich myśleć. W ocenzurowanej wersji Leon w pewien sposób chroni Matyldę przed najgorszym obliczem świata, w rozszerzonej uczy ją żyć w brutalnym świecie, a wolę chyba to pierwsze. Popieram, piękny film :).

    OdpowiedzUsuń
  2. Znam tylko jedną wersję - może kiedyś uda się obejrzeć jeszcze tą rozszerzoną.

    OdpowiedzUsuń

Drukuj