Labilna forma twórcza
Luca Bessona, to współcześnie już norma - raz nagra przyzwoity w obiektywnej
ocenie, a w moim subiektywnym przekonaniu bardzo dobry obraz jakim Lady
(2011), by chwile później wyskoczyć za sprawą The Family (2013) oraz Lucy
(2014) i zostać doszczętnie zruganym przez krytykę. Tak od dłuższego czasu nie
jest w stanie poziomu utrzymać, miota się pośród skrajnych wartościowo
projektów. Lata temu piął się jednak systematycznie na szczyt i w owym czasie
nie przypuszczałbym, że wkrótce później zacznie tak rozmieniać się na drobne -
bezrefleksyjnie nader często romansować z kinem (używając eufemizmu) niskich
lotów. Ale szkoda czasu na utyskiwania, będzie teraz z entuzjazmem chwalone,
w żadnym wypadku ganione. :) O niepodważalnym kulcie zdecydowałem się w kilku
zdaniach napisać, gdyż postać Leona ikoną popkultury natychmiast została.
Charakterystyczne atrybuty – lenonki, płaszcz, czapka, białe skarpetki i
symboliczna roślinka dla której był w stanie życie zaryzykować. Prosty człowiek
z przejrzystymi zasadami, ceniący lojalność, gotowy do największych poświęceń,
poznający znaczenie prawdziwej przyjaźni i miłości. Postać z głębokiego tła,
niemal jak cień niezauważalna dla ogółu społeczeństwa. Jego losy brutalnie
przecięte spotkaniem ze zbyt szybko za sprawą środowiska i okoliczności
dojrzewającym dzieciakiem oraz zimnym psychopatą/socjopatą. Jean Reno, Natalie
Portman i Gary Oldman w kreacjach olśniewających na różne sposoby, bo kiedy
Reno ciepłego, opiekuńczego, ale zarazem równie stanowczego Leona odgrywa, to
młodziutka Portman w roli Matyldy swój naturalny talent z gracją prezentuje, a
Oldman daje wirtuozerski koncert szaleństwa, obłąkania i ekstremalnego
psychicznego sadyzmu. W tym trio kryje się porywająca siła, wspomagana
wzruszającą i wstrząsającą historią, z sugestywną warstwą muzyczną i klimatem
pełnym francuskiego liryzmu i sentymentalizmu. To używając najprostszych, po
części banalnych określeń, PIĘKNY obraz, który kiedy gości u mnie na ekranie
zawsze powoduje zwilgotnienie moich oczu. Jest naprawdę niewiele dzieł w
historii kinematografii, które są w stanie do takiego stanu doprowadzić moją
duszę. Nie ironizuję!
Uwielbiam ten film. Zawsze, jak leci w TV zerkam tylko na moment i potem muszę obejrzeć do końca, bo nie dam rady się oderwać. Wersja reżyserska też ciekawa, chociaż nie dziwię się, że wycięto sceny, które wycięto, bo sama trochę nie wiedziałam, co o nich myśleć. W ocenzurowanej wersji Leon w pewien sposób chroni Matyldę przed najgorszym obliczem świata, w rozszerzonej uczy ją żyć w brutalnym świecie, a wolę chyba to pierwsze. Popieram, piękny film :).
OdpowiedzUsuńZnam tylko jedną wersję - może kiedyś uda się obejrzeć jeszcze tą rozszerzoną.
OdpowiedzUsuń